Rzeczywistość przeciętnej teorii spiskowej jest bardzo smutna, z czasem staje się ona mitem, baśnią legendą, kolejną bajeczką dla dzieci dla miłośników dziwnych niewyjaśnionych zjawisk, chociaż sama teoria spisków wydaje się być dla samych wielbicieli tych teorii, czymś więcej i nie nazywają ich w ten sposób, dla nich to fakty, które chcą powiązać w całość i przedstawić światu, sami odżegnują się od stereotypu poszukiwaczy teorii spiskowych, jak już napisałem w pierwszej części dla nich to „skarb” oni są tylko poszukiwaczami złota, czegoś, czego nie są w stanie w żaden sposób udowodnić.
Teoretycy spiskowi są pochłonięci myślą jakoby posiadali tajemną wiedzę, do której doszli wskutek własnych umiejętności, egzystując gdzieś na granicach zwykłej codzienności, chcą podnieść swoją niską wartość, więc wmawiają sobie oraz innym, że dokonali czegoś nadzwyczajnego, że zdobyli informacje na miarę nagrody Pulitzera. Oczywiście za swoje niepowodzenie w nagłośnienie swoich rewelacji winią, wszechobecny spisek, to „oni” nie pozwalają mu podzielić się swoim skarbem i tutaj twórca teorii spiskowych, znów podnosi swoją rangę szarego człowieka wmawiając innym, że jest zagrożeniem dla grupy społecznej, lub inaczej dla grup wpływowych ludzi ze świata polityki czy biznesu. Jakieś trzaski w telefonie, błąd w komputerze z danymi, awaria czegokolwiek jest dla takiego człowieka przykładem ingerencji osób trzecich, dla nich, nic nie dzieje się przypadkowo, wszystko jest zaplanowane i dokładnie dopracowane, nie ma w ich świecie miejsce na drobny wypadek, coś takiego w ich mniemaniu nie istnieje.
Wyobraźcie sobie teraz stan emocjonalny takiego człowieka, żyjącego w fikcyjnym świecie. Twórcy teorii spiskowych w zasadzie są nieufni i wyalienowani, sami tworzą wokół siebie otoczkę tajemniczości, wmawiają sobie oraz innym, że to poświęcenie dla sprawy zdobycie „skarbu”.
Teorie spiskowe nie istnieją są tylko odpowiednie dane i złe dane, źle odebrane, w porównaniu z bardzo aktywną wyobraźnią stają się narzędziem wszelkiego rodzaju paranoików, ich najczęstszym tłumaczeniem braku ostatecznych dowodów jest tajność spisku, do którego nie jesteśmy w stanie dotrzeć, w tym miejscu zaczyna działaś wyobraźnia kreując przeróżne hipotezy, ich ilość oraz jakoś jest już uzależniona od osoby z bogatą wyobraźnią. A uwierzcie mi potrafimy wymyślać przeróżne rzeczy, nie tylko piękne. Przeraża nas coś nieznanego i coś, co nas motywuje do strachu, bez potrzeby badania rzeczywistości chcemy ulec, wizji czyjejś wyobraźni, bo jest to łatwiejsze i bliższe naszej naturze, życie w fantazjach jest nam bardzo bliskie, a dla poszukiwacza teorii spiskowych, istnieje tylko fantazja.
Brak zaufania do rządów i instytucji rządowych, i jakość tych opowieści rozpala lęki i paranoje ludzkie do tego stopnia, że nawet wtedy, gdy jakieś dowody przeczą danej teorii pozostaje ona w ludzkiej wyobraźni i jest nadal rozwijana, niektórzy ludzie w przewrotny sposób starają się manipulować pławiąc się w paranoi ludzkiej, dla nich świat realny nie istnieje, dlatego za wszelką ceną starają się pozyskać jak największe grono słuchaczy.
Teorie spiskowe mutują z upływem czasu w świetle nowych lub sprzecznych dowodów, to wynik zwykłej ewolucji danego tematu i podsycania nowymi niejasnymi dowodami, czas wcale nie działa na niekorzyść danej teorii spiskowej, wręcz przeciwnie, staje się ona dla ich twórców coraz bardziej realna, przez to, że nie zostało coś wyjaśnione.
Teoria spisku jest czymś więcej niż tylko wiarą w spiski okolicznościowe, mówiąc najprościej jest to przekonanie, że wydarzenia na świecie są kontrolowane w tajemniczy sposób, przez grupę bardzo potężnych i wpływowych ludzi, którzy sterują wszystkim za kulisami, spiskowcy są w stanie przedstawić przeróżne hipotezy dotyczące różnych ludzi, którzy prawdopodobnie mają z ich teorią coś wspólnego, wystarczą powiązania z przeróżnymi grupami ludźmi, próba przypisania na siłę jakiegoś człowieka do jakiejś grupy, w której spiskowcy widzą spisek, wydaje sie bardzo prosta, wystarczy, że dwie lub więcej osób pojawią się w jednym miejscu nie koniecznie tym samym czasie. W jakimś celu, którego twórcy teorii nie są znają i nawet nie starają się poznać, a nawet jak znają oficjalną wersje to i tak nie są w stanie w nią uwierzyć i traktują ją, jako przykrywkę oczywiście nie opisując prawdziwych faktów, bo, po co oni w nią nie uwierzyli to inni idąc za przykładem, również nie powinni poznać takich faktów, po co mącić cudowną historię, nie istotnymi faktami, czasami nawet w potrzebie twórcy spisów, tworzą dodatkowe postacie i przypisują im różne role.
Teorie spiskowe są bardzo modne, są również powszechne, są stałym elementem naszego życia stają się nowa kulturą mają swoich stałych wyznawców i zwolenników, przeróżni hobbyści zbierają wszelkiego rodzaju teorie spiskowe i śledzą ich losy.
Jak wynika z badań przez New York TImesa około 60% obywateli USA wierzy w teorie spiskowe, prawie każdy z tych 60% jest przekonany, że za zabójstwem prezydenta Kennedy’ego stała więcej niż jedna osoba. Około połowa tych 60% ankietowanych jest przekonana o tym, że projekt MKUItra (testowanie LSD na naiwnych obywatelach przez rząd Amerykański) czy akcja COINTELPRO (dofinansowanie i wspomaganie rasistowskich i skrajnie prawicowych organizacji w USA przez agencje rządowe) miały miejsce. Wielu z nich jest przekonana o tym, że CIA była zamieszana w handel narkotykami, że Agent Orange (środek niszczący chlorofil, używany do niszczenia dżungli podczas wojny w Wietnamie) testowany był na bezbronnych cywilach, a nawet, że lądowanie na księżycu było sfingowane. Oczywiście nie świadczy to o tym, że ponad połowa społeczeństwa amerykańskiego to teoretycy spisków czy tzw „news freaks” Świadczy to o tym, że prawdziwi badacze spisków, kultura, jaką wokół siebie wytworzyli oraz towarzysząca im atmosfera parani ( tej mile łechcącej zmysły i podnoszącej poziom adrenaliny, oczywiście tak jak nowy odcinek „Millenium” czy „Archiwum X” oglądane w domowym zaciszu) wpłynęła już tak bardzo na kulturę masową i oficjalną, że stała się jej integralną częścią. I nawet jeśli badacze spisków nadal powodują głównie skrajne reakcje, labo się ich po prostu wyśmiewa, i wystawia diagnozy chorób psychicznych, albo bezgranicznie się im wierzy. To ich teorie stają się niesłabnącą pożywką dla ogromnej rzeczy twórców całego prawie społeczeństwa.
Chciałbym zwrócić uwagę na to, że teorie spiskowe to już nie mały, niegroźny stek wierutnych bzdur, wyssanych z palca przez garstkę wariatów, żyjących alternatywnie w świecie pogmatwanej wyobraźni. To już nawet nie duże, liczące się, mające swoich zwolenników hipotezy.
Czy wiecie o tym, że istnieje przeróżne rankingi takich teorii spiskowych, na jednej z nich znalazłem dość nisko, bo na dziewiątym miejscu teorie „Moon Base”. Teoria ta mówi, że nazistowskie Niemcy już 1942 roku, podbili kosmos i wylądowali na księżycu, według koncepcji podobnych teoretyków jest jeszcze dodatkowa teoria twierdząca, że naziści nawiązali kontakt z „pół tuzina” obcych ras, łącznie z wrogimi Reptilians.
Jeżeli coś takiego jest na miejscu dziewiątym, to wyobraźcie sobie, jakie jeszcze bzdury możecie wyczytać.
Strony
sobota, 3 listopada 2012
czwartek, 1 listopada 2012
Teoria spisku czy zamachu I?
Głosiciel teorii spiskowych... jest dla zawodowego historyka tym samym, kim poszukiwacz skarbów dla archeologa. Różnica polega na tym, że entuzjastów teorii spiskowych nie da się w żaden sposób przekonać, iż ich pobieżne poszukiwania w dokumentach przyniosły im jedynie fałszywe złoto
- Michael Billig
„Fałszywe złoto” Teraz już wiem, czego tak naprawdę szukają wszelkiego rodzaju entuzjaści spiskowych, w swoich teoriach spiskowych szukają, przygody, adrenaliny, odrobiny perwersyjnego awanturnictwa. Dużą sztuką jest przekonanie kogoś, że nie istnieje żadne El dorado, dlatego nie zamierzam przekonać domowych teoretyków spiskowców, że nie ma szans na jakiekolwiek znalezisko, niech kopie, grzebie, robi cokolwiek, aby dokopać się do swojego skarbu, który zawsze jest poza jego zasięgiem.
Gdy tematem jest spisek, często trudno odróżnić prawdę od fałszu, zaciera się ślad rzeczywistości, nie chcemy go dostrzec, wręcz robimy wszystko, aby nie widzieć prawdziwych faktów. Dzieje się tak częściowo, dlatego, że obiektywne kryteria logika i dowody nie są w stanie wyraźnie odgraniczyć jednego od drugiego choćbyście nie wiem, jak przeglądali materiał i tak zawsze zobaczycie tylko swoje upragnione złoto, tak jesteście zaprogramowani. Aby jeszcze bardziej zmącić obraz, przeróżni pseudo eksperci, którzy są przychylni jakiejś teorii wygłaszają niekiedy nieprawdziwe twierdzenia, poważni naukowcy podtrzymują szaleńcze koncepcje, a pseudonaukowcy przekonują, ze ich dzieła są wynikiem autentycznych badań, w ten sposób przeciętny spiskowiec utrwala swoją wizję znalezionego złota.
Czym tak naprawdę są teoria spiskowa? To próba wytłumaczenia zjawisk, incydentów, procesów czy postaw historycznych za pomocą idei i motywów, których nie można poddać żadnej weryfikacji. Jeśli uznamy, że coś się wydarzyło i posiadamy strzępek wiedzy na ten temat, choćby ostatnia tragedia Smoleńska, i nie jesteśmy w stanie przekonująco obronić naszej tezy. Nie mamy przecież dostępu do tajnych materiałów, wyników badań, ani nie znamy wielu faktów, nasza wiedza opiera się na szczątkowych informacjach podawanych w prasie, ewentualnie, przez niesprawdzone źródła internetowe, gdzie roi się od przeróżnych hipotez, jesteśmy też przekonani, że wiele dowodów zostało zniszczonych, a władze wciąż ukrywają niewygodne dla siebie fakty. Stąd już tylko chwila do stwierdzenia, że brak dowodów potwierdza naszą słuszność, wmawiamy sobie dodatkowo, że jesteśmy oszukiwani.
Teorie spiskowe idealnie nadają się do celów propagandowych np: faszyzm, który doskonale zmanipulował dużą część ludzkości przeciwko drugiej, lub też popularyzowane teorie przez okres PRL, gdzie idea innego życia różniącego się od narzuconego schematu, była niszczona podsycaną nienawiścią. Łatwo takie teorie przyswoić, bo opisać je może w kilku krótkich hasłach dzieląc na „ich” i „nas”. Wszelkiego rodzaju teorie spiskowe w prosty sposób tłumaczą też nawet najbardziej zawiłe problemy, z którymi sobie nie radzimy, dzięki czemu mogą być przyjęte przez masy. Nie wymagają dowodów i logicznych wyjaśnień, więc mogą uwiarygodniać nawet najbardziej absurdalną tezę.
Teorie spiskowe przetransferowane na grunt polityczny skutkują niewiarygodnym rozwojem wielu koncepcji interpretujących wielorakie klęski, i ważne polityczne wydarzenia. Stoi za nimi nie przypadek, rzeczywisty układ sił czy polityczna pragmatyka, ale spisek: masonów, Żydów, służb specjalnych itp. W takiej koncepcji stosunkowo niewielka grupa ludzi jest w stanie wpływać na niezwykle nieskończony teatr wydarzeń. Co ważne, ich wpływ jest zawsze negatywny i nigdy nie używają oni swojej enigmatycznej wpływowej siły w celach pozytywnych.
Nieodzownym przyjacielem takich spisków jest internet, na bazie wiedzy zdobytej w internecie, nie wychodząc z domu, a wiec w zasadzie wychodzenie z domu i konfrontowanie faktów, jest tu nawet niewskazane, bo, po co? Powstała większość zachodnich teorii spiskowych. Najlepszym przykładem jest tu „Moon hoax” teoria opierająca za sfałszowaniem misji Apollo 11, praktycznie w całości oparta na materiałach udostępnionych przez NASA. „Moon hoax” nosi w sobie tą zaletę, iż prawie każdy może poczuć się odkrywcą teorii spiskowej, lub jak to prędzej opisałem odkrywcą skarbu, w tym celu wystarczy poprzeglądać trochę zdjęć z lądowania na księżycu, plotąc bzdury o cieniach, wietrze i odpiciach. Istnieje również inna teoria, że nie istnieją żadne dowody na lądowanie na księżycu, w tym przypadku piję tu do człowieka, z którym miałem okazje dyskutować na pewnym forum, potem przeczytałem jego artykuły i przeczytałem pewien ciekawą teorię głoszącą właśnie, że kamienie z księżyca przywiezione na ziemie nie są z księżyca. Oczywiście on trzymał owe kamienie w dłoni dokładnie zbadał i jest przekonany, bo jak inaczej mógłby stwierdzić z całą pewnością, że te kamienie są fałszywe siedząc w domu przed komputerem i szukając tylko informacji w sieci?
Internet jest gigantyczną kopalnią różnych nonsensów, a ludzie tego pokroju zafascynowani fałszywym El dorado, wyruszają na swoją przygodę życiową, nie mogą być przecież gorsi od innych, więc też coś znajdują, mam nadzieje, że opłaca się marnować czas, ale ja osobiście nie zamierzam kopać w poszukiwaniu bzdur dla domorosłych ignorantów.
Teorie spiskowe to idealny materiał na scenariusze filmowe czy fabuły książek, lubimy je oglądać na ekranie, dlatego ludzie podatni na sugestie, podświadomie zaczynają utożsamiać się z fikcją, i chcą wziąć w czymś takim udział, wydaje im się, że są w stanie przy pomocy dostępu do netu dokopać się do własnego skarbu. Może, więc mniej filmów tego typu, a więcej innych rozrywek, do pewnych rzeczy musimy być przystosowani, musimy zdawać sobie sprawę, gdzie jest granicą, którą chcemy świadomie przekroczyć.
- Michael Billig
„Fałszywe złoto” Teraz już wiem, czego tak naprawdę szukają wszelkiego rodzaju entuzjaści spiskowych, w swoich teoriach spiskowych szukają, przygody, adrenaliny, odrobiny perwersyjnego awanturnictwa. Dużą sztuką jest przekonanie kogoś, że nie istnieje żadne El dorado, dlatego nie zamierzam przekonać domowych teoretyków spiskowców, że nie ma szans na jakiekolwiek znalezisko, niech kopie, grzebie, robi cokolwiek, aby dokopać się do swojego skarbu, który zawsze jest poza jego zasięgiem.
Gdy tematem jest spisek, często trudno odróżnić prawdę od fałszu, zaciera się ślad rzeczywistości, nie chcemy go dostrzec, wręcz robimy wszystko, aby nie widzieć prawdziwych faktów. Dzieje się tak częściowo, dlatego, że obiektywne kryteria logika i dowody nie są w stanie wyraźnie odgraniczyć jednego od drugiego choćbyście nie wiem, jak przeglądali materiał i tak zawsze zobaczycie tylko swoje upragnione złoto, tak jesteście zaprogramowani. Aby jeszcze bardziej zmącić obraz, przeróżni pseudo eksperci, którzy są przychylni jakiejś teorii wygłaszają niekiedy nieprawdziwe twierdzenia, poważni naukowcy podtrzymują szaleńcze koncepcje, a pseudonaukowcy przekonują, ze ich dzieła są wynikiem autentycznych badań, w ten sposób przeciętny spiskowiec utrwala swoją wizję znalezionego złota.
Czym tak naprawdę są teoria spiskowa? To próba wytłumaczenia zjawisk, incydentów, procesów czy postaw historycznych za pomocą idei i motywów, których nie można poddać żadnej weryfikacji. Jeśli uznamy, że coś się wydarzyło i posiadamy strzępek wiedzy na ten temat, choćby ostatnia tragedia Smoleńska, i nie jesteśmy w stanie przekonująco obronić naszej tezy. Nie mamy przecież dostępu do tajnych materiałów, wyników badań, ani nie znamy wielu faktów, nasza wiedza opiera się na szczątkowych informacjach podawanych w prasie, ewentualnie, przez niesprawdzone źródła internetowe, gdzie roi się od przeróżnych hipotez, jesteśmy też przekonani, że wiele dowodów zostało zniszczonych, a władze wciąż ukrywają niewygodne dla siebie fakty. Stąd już tylko chwila do stwierdzenia, że brak dowodów potwierdza naszą słuszność, wmawiamy sobie dodatkowo, że jesteśmy oszukiwani.
Teorie spiskowe idealnie nadają się do celów propagandowych np: faszyzm, który doskonale zmanipulował dużą część ludzkości przeciwko drugiej, lub też popularyzowane teorie przez okres PRL, gdzie idea innego życia różniącego się od narzuconego schematu, była niszczona podsycaną nienawiścią. Łatwo takie teorie przyswoić, bo opisać je może w kilku krótkich hasłach dzieląc na „ich” i „nas”. Wszelkiego rodzaju teorie spiskowe w prosty sposób tłumaczą też nawet najbardziej zawiłe problemy, z którymi sobie nie radzimy, dzięki czemu mogą być przyjęte przez masy. Nie wymagają dowodów i logicznych wyjaśnień, więc mogą uwiarygodniać nawet najbardziej absurdalną tezę.
Teorie spiskowe przetransferowane na grunt polityczny skutkują niewiarygodnym rozwojem wielu koncepcji interpretujących wielorakie klęski, i ważne polityczne wydarzenia. Stoi za nimi nie przypadek, rzeczywisty układ sił czy polityczna pragmatyka, ale spisek: masonów, Żydów, służb specjalnych itp. W takiej koncepcji stosunkowo niewielka grupa ludzi jest w stanie wpływać na niezwykle nieskończony teatr wydarzeń. Co ważne, ich wpływ jest zawsze negatywny i nigdy nie używają oni swojej enigmatycznej wpływowej siły w celach pozytywnych.
Nieodzownym przyjacielem takich spisków jest internet, na bazie wiedzy zdobytej w internecie, nie wychodząc z domu, a wiec w zasadzie wychodzenie z domu i konfrontowanie faktów, jest tu nawet niewskazane, bo, po co? Powstała większość zachodnich teorii spiskowych. Najlepszym przykładem jest tu „Moon hoax” teoria opierająca za sfałszowaniem misji Apollo 11, praktycznie w całości oparta na materiałach udostępnionych przez NASA. „Moon hoax” nosi w sobie tą zaletę, iż prawie każdy może poczuć się odkrywcą teorii spiskowej, lub jak to prędzej opisałem odkrywcą skarbu, w tym celu wystarczy poprzeglądać trochę zdjęć z lądowania na księżycu, plotąc bzdury o cieniach, wietrze i odpiciach. Istnieje również inna teoria, że nie istnieją żadne dowody na lądowanie na księżycu, w tym przypadku piję tu do człowieka, z którym miałem okazje dyskutować na pewnym forum, potem przeczytałem jego artykuły i przeczytałem pewien ciekawą teorię głoszącą właśnie, że kamienie z księżyca przywiezione na ziemie nie są z księżyca. Oczywiście on trzymał owe kamienie w dłoni dokładnie zbadał i jest przekonany, bo jak inaczej mógłby stwierdzić z całą pewnością, że te kamienie są fałszywe siedząc w domu przed komputerem i szukając tylko informacji w sieci?
Internet jest gigantyczną kopalnią różnych nonsensów, a ludzie tego pokroju zafascynowani fałszywym El dorado, wyruszają na swoją przygodę życiową, nie mogą być przecież gorsi od innych, więc też coś znajdują, mam nadzieje, że opłaca się marnować czas, ale ja osobiście nie zamierzam kopać w poszukiwaniu bzdur dla domorosłych ignorantów.
Teorie spiskowe to idealny materiał na scenariusze filmowe czy fabuły książek, lubimy je oglądać na ekranie, dlatego ludzie podatni na sugestie, podświadomie zaczynają utożsamiać się z fikcją, i chcą wziąć w czymś takim udział, wydaje im się, że są w stanie przy pomocy dostępu do netu dokopać się do własnego skarbu. Może, więc mniej filmów tego typu, a więcej innych rozrywek, do pewnych rzeczy musimy być przystosowani, musimy zdawać sobie sprawę, gdzie jest granicą, którą chcemy świadomie przekroczyć.
Kto się wysnuwa przed szereg i najgłośniej kreuje przeróżne teorie spiskowe, dziennikarze nakręcając koniunkturę swojego pisma oraz zarabiający na owych artykułach, jest też szara strefa, czyli blogrzy-blagierzy, którzy chcą dodać pikanterii swoim tekstom podsycając, co chwila swoje marne teksty, pikantnymi dodatkami niby zdobytymi w ostatniej chwili w niewyjaśnionych okolicznościach itd. W rzeczywistości między porcją obiadu a podwieczorkiem, nie ruszając się z czterech ścian swojego domu, ten specjalista od szukania swojego upragnionego skarbu, trafił na inny blog, plotkę na jakimś forum, czy też przekręcił kilka rzeczy, w wiadomym celu, aby był bardziej szokującym, wiarygodnym no i czytelnym, w końcu nie robią tego tylko dla zabicia nudy, chcą pochwalić się swoim skarbem.
Można też podać za przykład pisarza kilku powieści Dana Brown, który swoimi książkami doprowadził do sporego zamieszania, Watykan wiele razy musiał wypowiadać się na temat jego powieści, którą ludzie przyjęli, jako źródło faktów a nie fikcji.
To wszystko to nic innego jak jedna wielka manipulacja dla gawiedzi, więc zastanów się, kim jesteś? Historykiem szukającym prawdy? Czy też kiepskim śmiesznym archeologiem szukającym swojego upragnionego skarbu?
>>>> Oto kilka cytatów z ciekawej literatury <<<<
Patricka Lemana,( autor wielu książek o tematyce socjologicznej, oraz psychologii rozwojowej, ) twierdzi iż wyznawcami spiskowej teorii dziejów są osoby o niskim statusie, uważający się za ofiary społecznej dyskryminacji.
. Michael Barkun, profesor nauk politycznych w Katedrze Maxwella na Uniwersytecie Syracuse, autor Kultury spisku – apokaliptycznych wizji we współczesnej Ameryce twierdzi, że w ostatnich latach „poglądy kiedyś głoszone przez publiczność z marginesu stały się udziałem masowych mediów”. I rzeczywiście, półki w kioskach i „salonach prasowych” uginają się od pism, które w bardziej lub mniej zawoalowany sposób przedstawiają czytelnikom obraz świata rządzonego przez wyrafinowanych graczy, którzy podporządkowali sobie nie tylko polityków, agencje wywiadowcze, ale całe państwa i narody. Mało tego, nawet istoty z obcych planet!
Można też podać za przykład pisarza kilku powieści Dana Brown, który swoimi książkami doprowadził do sporego zamieszania, Watykan wiele razy musiał wypowiadać się na temat jego powieści, którą ludzie przyjęli, jako źródło faktów a nie fikcji.
To wszystko to nic innego jak jedna wielka manipulacja dla gawiedzi, więc zastanów się, kim jesteś? Historykiem szukającym prawdy? Czy też kiepskim śmiesznym archeologiem szukającym swojego upragnionego skarbu?
>>>> Oto kilka cytatów z ciekawej literatury <<<<
Patricka Lemana,( autor wielu książek o tematyce socjologicznej, oraz psychologii rozwojowej, ) twierdzi iż wyznawcami spiskowej teorii dziejów są osoby o niskim statusie, uważający się za ofiary społecznej dyskryminacji.
. Michael Barkun, profesor nauk politycznych w Katedrze Maxwella na Uniwersytecie Syracuse, autor Kultury spisku – apokaliptycznych wizji we współczesnej Ameryce twierdzi, że w ostatnich latach „poglądy kiedyś głoszone przez publiczność z marginesu stały się udziałem masowych mediów”. I rzeczywiście, półki w kioskach i „salonach prasowych” uginają się od pism, które w bardziej lub mniej zawoalowany sposób przedstawiają czytelnikom obraz świata rządzonego przez wyrafinowanych graczy, którzy podporządkowali sobie nie tylko polityków, agencje wywiadowcze, ale całe państwa i narody. Mało tego, nawet istoty z obcych planet!
niedziela, 7 października 2012
Z cyklu dlaczego kościół nas zawsze dyma
1772 - trawiona ciągłymi spiskami, zdradą i ''liberum veto'' Rzeczpospolita padła ofiarą I. Rozbioru. Nie mniej interesy kleru i magnaterii nie zostały zagrożone.
3. maja 1791 - po dziesięcioleciach bezchołowia, panoszenia się szlachty i kleru sejm Najjajśniejszej uchwalił nową konstytucję, która była pierwszą w Europie i drugą na świecie (po konstytucji amerykańskiej z 1787) nowoczesną, spisaną na papierze ustawą zasadniczą.
Kuria rzymska i polski kler wpadła w panikę. Obawiano się, że Polacy nie poprzestaną na Konstytucji, lecz pójdą dalej i pozbawią kler wszelkich funkcji państwowych i zlikwidują jego przywileje, a także położą rękę na jego majątku, a księży przeniosą na państwowe etaty (co już częściowo miało miejsce po uchwaleniu w roku 1789 przez Sejm Wielki ustawy przeznaczającej dochody z diecezji krakowskiej na wojsko polskie).
24. lutego 1792 - przerażony papież Pius VI dał Rosji zielone światło do wojny z Polską i jej kolejnego rozbioru, kierując brewe dziękczynne do Katarzyny II, w którym nazywał ją ''heroiną stulecia'' i sławi jej podboje. Wśród nich wymienił I. Rozbiór Polski. Powstańców Powstania Listopadowego nazwał warchołami, wichrzycielami i buntownikami i ekskomunikował ich, a klerowi polskiemu nakazał, by przekonywał Polaków, że władza cara pochodzi od Boga i należy ją uznawać. Księża zaczynają denuncjować co bardziej rewolucyjnych Polaków zaborcom.
Katarzyna II zareagowała niezwłocznie wspierając polskich przeciwników reform, magnatów (ultrakatolicki beton) i dostojników kościelnych, którzy 27 kwietnia 1792 zebrali się w Petersburgu (!) i wkrótce ogłosili manifest unieważniający Konstytucję 3-go maja oraz wzywają Rosję do zbrojnej interwencji w Polsce. W celu zatajenia faktu, że spisek zawiązano w Petersburgu manifest opatrzaja datą 14 maja i ogłaszają w Targowicy na Ukrainie.
Siedmiu biskupów i Prymas należy do "Targowicy" (w proteście przeciw Konstytucji 3-go Maja). Prymas Michał Jerzy Poniatowski, bp. Chełmski Wojciech Skarszewski, bp. Żmudzki Jan Stefan Giedroyć, bp. Poznański Antoni Onufry Okęcki, bp. Łucki Adam Naruszewicz, bp. Wileński Ignacy Jakub Massalski, bp.Inflancki Józef Kossakowski, bp. Przemyski Michał Sierakowski.
O takich kreaturach jak Szczęsny Potocki, Xawery Branicki, czy Seweryn Rzewuski lepiej nie wspominać! A całej tej bandzie błogosławi i życzy powodzenia na tzw. Konfederacji Obojga Narodów - Targowiczan Litwy i Polski, papież Pius VI. W kościołach warszawskich czytano list pasterski biskupa Okęckiego z 2. września 1792, w którym wzywał do modłów ''ażeby Bóg błogosławił pracom konfederacji generalnej dla dobra ojczyzny podjętym''.
Podczas insurekcji kościuszkowskiej dnia 9 maja 1794 wokół ratusza warszawskiego zbebrał się kilkutysięczny tłum do którego przemawiał sekretarz Hugona Kołłątaja Kazimierz Konopka, nawołując do powieszenia zdrajców.
Powstańcy Kościuszki okazali swoją dojrzałość i patriotyzm, gdyż powiesili na szubienicy tylko biskupa Kossakowskiego oraz biskupa Massalskiego, a prymas Poniatowski zażył truciznę w cieniu budowanej dla niego szubienicy. Wszyscy trzej byli płatnymi kolaborantami cara Rosji (znaleziono u nich pokwitowania za pieniądze od carskich agentów). Podczas Powstania Styczniowego, na wschodnich kresach zniewolonej Polski, powstańcy powiesili kilkudziesięciu księży katolickich, którzy zdradzili ich carskiej „ochranie”.
Prymas Jan Paweł Woronicz koronował na króla Polski cara Mikołaja!
Przez cały okres rozbiorów zarówno zwykli księża jak i hierarchowie regularnie kolaborowali z zaborcami denuncjując nieposłusznych ich interesom mieszczan i chłopstwo. Wielu podobnie jak Kościuszko uszło za granicę lub zostało wywiezionych na Sybir.
W latach 1881 - 1885 Watykan zawarł konkordaty z trzema zaborcami Polski: Austrią, Rosją i Prusami. Stały się one dla Polaków pod zaborami ponurą zasadą trójlojalności, co stawiało naszych rodaków w tragicznej sytuacji. W zależności od zaboru, Polacy musieli być wierni i posłuszni swoim panującym, nie wyłączając tu służby w ich armiach i strzelania do siebie.
Zadziwia zgodność negatywnej polityki kolejnych papieży wobec Polski. Papież Leon XIII (1878 - 1903) ściskając i błogosławiąc Wilhelma II (1888 - 1918) ślubował mu dozgonną wierność w imieniu katolików. Osobną encykliką zobowiązał biskupów do wierności wszystkim zaborcom w zależności od właściwości miejscowej.
Wezwania Leona XIII do umierania w interesie zaborców Polski: Niemiec i Austrii, ponowił papież Pius X (1903 - 1914) encykliką z 3 grudnia 1905. Powtórzył on za swoim poprzednikiem, że ''poddanych obowiązuje cześć i wierność swoim książętom tak, jak Bogu''.
Po wybuchu I wojny światowej, Watykan absolutnie nie był zainteresowany odrodzeniem niepodległej Polski w jej historycznych granicach. W obozie państw centralnych istniały dwa projekty odnoszące się do sprawy Polski. Watykan popierał koncepcję austriacką, mówiącą o połączeniu Galicji i ziem zaboru rosyjskiego w odrębne królestwo, pod berłem Habsburgów. Ponieważ wojna, (wbrew pobożnym życzeniom papieża), przyniosła klęskę Austro - Węgrom, wówczas Stolica Apostolska zaczęła popierać zamiary niemieckie, optujące za utworzeniem państwa polskiego, powiązanego bardzo ściśle z niemiecką monarchią, ale ograniczonego do obszarów byłego zaboru rosyjskiego, a więc zgodnie z niemieckimi planami tzw. Królestwa Polskiego. Watykan kierował do narodu polskiego będącego pod zaborami apele o dochowanie wierności i posłuszeństwa ''prawowitej władzy'', propagując przy tym zasadę trójlojalizmu, czyli bezwzględną uległość wobec zaborców.
Sytuacja militarno - polityczna w Europie wskazywała, iż niepodległość Polski to kwestia czasu. Aktem z 5 listopada 1916 zostało utworzone z części ziem byłego zaboru rosyjskiego kadłubowe Królestwo Polskie, ściśle związane z cesarstwem niemieckim. Utworzono Tymczasową Radę Stanu, przekształconą następnie w Radę Regencyjną, która w istocie swej była narzędziem w rękach niemieckich. Abp. Aleksander Kakowski znany z lojalności wobec rosyjskiego zaborcy, dla ''dobra'' Polski łaskawie przyjął urząd Regenta, w roli którego wykazał się jako gorący zwolennik Niemiec.
Nie można nie zauważyć uzależnienia Rady Regencyjnej od papieża Benedykta XV, skoro uznała ona za ''najpierwszy i najświętszy obowiązek'' zapewnić go o lojalności i uległości. Słowa pełne pokory i poddaństwa zawarte zostały w liście Rady Regencyjnej do papieża w dniu 29 października 1917. Papież docenił zasługi Kakowskiego dla polityki Watykanu. Orędziem z 15 października 1918 poinformował go, że na najbliższym konsystorzu otrzyma kardynalską purpurę, co miało być ''nowym węzłem, który jeszcze ściślej złączy Polskę ze Stolicą św. Piotra''.
Po 125 latach niewoli, Polska odzyskała niepodległość 11 listopada 1918 roku. Stolica Apostolska darząc szczerą nienawiścią Józefa Piłsudskiego, znacznie później niż państwa zachodnie uznała ''de iure'' odrodzoną Polskę, a mianowicie dopiero 30 marca 1919 roku.
Jeszcze bohaterska Warszawa broniła się, a już 13 września 1939, biskup śląski, Stanisław Adamski, wydał do swoich parafian odezwę w języku niemieckim: ''Mili chrześcijanie! Współpracujcie uczciwie z władzami niemieckimi. Dopilnujcie jak dobrzy chrześcijanie i obywatele wszystkich ustaw i rozporządzeń niemieckich władz wojskowych i cywilnych. Zajmijcie się spokojnie waszą pracą domową. Ufajcie bezwzględnie organom mianowanym w waszej gminie przez władze niemieckie''. Aby Niemcy docenili jego gorliwość, Adamski zniósł liturgię, kazania oraz śpiewy w języku polskim. Nawoływał też do podpisywania volkslisty.
Podobną postawę przyjął biskup ordynariusz kielecki, Czesław Kaczmarek. ''Wzywam was, -- nawoływał wiernych -- abyście okazali się posłuszni względem władz administracyjnych we wszystkim, co się nie sprzeciwia sumieniu katolickiemu''. Jak twierdził, postępował zgodnie z zaleceniami Stolicy Apostolskiej.
Sandomierski biskup, Jan Lorek nie tylko nawoływał do posłuszeństwa wobec okupanta, ale apelował do wiernych, aby zgłaszali się na roboty do Rzeszy.
Siedlecki hierarcha, biskup Czesław Sokołowski zawieszał w czynnościach kapłańskich tych księży, którzy w jego ocenie mało z siebie dawali w służbie okupantowi.
Ksiądz Kruszyński, administrator diecezji lubelskiej, ogłosił w tekst, wzywając do walki ze Związkiem Radzieckim. Dla niego motywacją było ''stanowisko Stolicy Apostolskiej'' oraz encyklika Piusa XI ''O walce przeciwko komunizmowi''.
Poparcie Piusa XII dla hitlerowskiej napaści na Polskę znalazło swój wyraz w encyklice z 20 października 1939 r. Papież uznał, ją za ''walkę interesów o sprawiedliwy podział bogactw, którymi Bóg obdarzył ludzkość''.
Jak instrumentalnie traktował papież Pius XII posłannictwo Kościoła świadczy o tym wypowiedź Hitlera do najbliższych współpracowników z października 1940: ''Polakom nie będzie wolno podnieść się na wyższy poziom, ponieważ staliby się natychmiast komunistami. Dlatego jest rzeczą zupełnie właściwą, ażeby Polska zachowała swój katolicyzm. Księża powinni trzymać Polaków w głupocie i ciemnocie, co zupełnie odpowiada naszym interesom''.
Przyszłość pokazała, że Hitler nie mylił się... 30 września 1939 Pius XII przyjął na audiencji przedstawicieli polonii włoskiej, proszących chociaż o moralne wsparcie Polski. Papież odpowiedział im w języku niemieckim: ''Nie mówię wam, żebyście osuszyli łzy. Polska nie chce umierać. I tak jak kwiaty waszej ziemi, które oczekują pod grubą warstwą śniegu delikatnego powiewu wiosennego, tak samo wy powinniście czekać godziny niebieskiego pocieszenia''. Aż tyle miał do powiedzenia polskiej delegacji Pius XII.
Prymas Polski, kardynał August Hlond (1881-1948) był jednym z pierwszych, którzy uciekli z kraju po napaści Hitlera. 14 września 1939 przekroczył granicę polsko-rumuńską, a następnie po trzech dniach wyjechał do Rzymu. Jego dezercję usprawiedliwia się rzekomym zamiarem przedstawienia Piusowi XII tragedii ludności polskiej (skąd miałby o niej wiedzieć po zaledwie dwóch tygodniach okupacji tego nie wie nikt). Kard. Augustowi Hlondowi rzucano w twarz oskarżenia o hołdowanie hitleryzmowi oraz kolaborację z okupantem. Ale bodaj najpoważniejszym, był zarzut, że hojne dary chicagowskich Polaków w postaci złota, pieniędzy i kosztowności złożone na ręce Kościoła tuż przed wybuchem wojny, zostały "przeszachrowane" do Niemiec. Hlond zapewniał, że wszystkie dary osobiście przekazał do warszawskiej centrali Funduszu Obrony Narodowej..
Dzisiaj zakłamuje się rolę Watykanu i najwyższej hierarchii Kościoła w Polsce w okresie poprzedzającym uzyskanie niepodległości. Polscy biskupi katoliccy wraz z watykańskimi nuncjuszami i rosyjskimi ambasadorami doprowadzili do rozbiorów Polski, potem paktowali ze wszystkimi zaborcami tylko nie z Polską, a dziś bezczelnie uważają się za obrońców Polski. Pilnują aby ''ich zasługi dla Polski'' nie były nigdzie upubliczniane i co raz mniej na szczęście im się to udaje. Mocno wybielają historię wciskając ludziom o rzekomych swych zasługach dla kraju i zbawiennej wręcz roli dla przetrwania polskości podczas rozbiorów.
3. maja 1791 - po dziesięcioleciach bezchołowia, panoszenia się szlachty i kleru sejm Najjajśniejszej uchwalił nową konstytucję, która była pierwszą w Europie i drugą na świecie (po konstytucji amerykańskiej z 1787) nowoczesną, spisaną na papierze ustawą zasadniczą.
Kuria rzymska i polski kler wpadła w panikę. Obawiano się, że Polacy nie poprzestaną na Konstytucji, lecz pójdą dalej i pozbawią kler wszelkich funkcji państwowych i zlikwidują jego przywileje, a także położą rękę na jego majątku, a księży przeniosą na państwowe etaty (co już częściowo miało miejsce po uchwaleniu w roku 1789 przez Sejm Wielki ustawy przeznaczającej dochody z diecezji krakowskiej na wojsko polskie).
24. lutego 1792 - przerażony papież Pius VI dał Rosji zielone światło do wojny z Polską i jej kolejnego rozbioru, kierując brewe dziękczynne do Katarzyny II, w którym nazywał ją ''heroiną stulecia'' i sławi jej podboje. Wśród nich wymienił I. Rozbiór Polski. Powstańców Powstania Listopadowego nazwał warchołami, wichrzycielami i buntownikami i ekskomunikował ich, a klerowi polskiemu nakazał, by przekonywał Polaków, że władza cara pochodzi od Boga i należy ją uznawać. Księża zaczynają denuncjować co bardziej rewolucyjnych Polaków zaborcom.
Katarzyna II zareagowała niezwłocznie wspierając polskich przeciwników reform, magnatów (ultrakatolicki beton) i dostojników kościelnych, którzy 27 kwietnia 1792 zebrali się w Petersburgu (!) i wkrótce ogłosili manifest unieważniający Konstytucję 3-go maja oraz wzywają Rosję do zbrojnej interwencji w Polsce. W celu zatajenia faktu, że spisek zawiązano w Petersburgu manifest opatrzaja datą 14 maja i ogłaszają w Targowicy na Ukrainie.
Siedmiu biskupów i Prymas należy do "Targowicy" (w proteście przeciw Konstytucji 3-go Maja). Prymas Michał Jerzy Poniatowski, bp. Chełmski Wojciech Skarszewski, bp. Żmudzki Jan Stefan Giedroyć, bp. Poznański Antoni Onufry Okęcki, bp. Łucki Adam Naruszewicz, bp. Wileński Ignacy Jakub Massalski, bp.Inflancki Józef Kossakowski, bp. Przemyski Michał Sierakowski.
O takich kreaturach jak Szczęsny Potocki, Xawery Branicki, czy Seweryn Rzewuski lepiej nie wspominać! A całej tej bandzie błogosławi i życzy powodzenia na tzw. Konfederacji Obojga Narodów - Targowiczan Litwy i Polski, papież Pius VI. W kościołach warszawskich czytano list pasterski biskupa Okęckiego z 2. września 1792, w którym wzywał do modłów ''ażeby Bóg błogosławił pracom konfederacji generalnej dla dobra ojczyzny podjętym''.
Podczas insurekcji kościuszkowskiej dnia 9 maja 1794 wokół ratusza warszawskiego zbebrał się kilkutysięczny tłum do którego przemawiał sekretarz Hugona Kołłątaja Kazimierz Konopka, nawołując do powieszenia zdrajców.
Powstańcy Kościuszki okazali swoją dojrzałość i patriotyzm, gdyż powiesili na szubienicy tylko biskupa Kossakowskiego oraz biskupa Massalskiego, a prymas Poniatowski zażył truciznę w cieniu budowanej dla niego szubienicy. Wszyscy trzej byli płatnymi kolaborantami cara Rosji (znaleziono u nich pokwitowania za pieniądze od carskich agentów). Podczas Powstania Styczniowego, na wschodnich kresach zniewolonej Polski, powstańcy powiesili kilkudziesięciu księży katolickich, którzy zdradzili ich carskiej „ochranie”.
Prymas Jan Paweł Woronicz koronował na króla Polski cara Mikołaja!
Przez cały okres rozbiorów zarówno zwykli księża jak i hierarchowie regularnie kolaborowali z zaborcami denuncjując nieposłusznych ich interesom mieszczan i chłopstwo. Wielu podobnie jak Kościuszko uszło za granicę lub zostało wywiezionych na Sybir.
W latach 1881 - 1885 Watykan zawarł konkordaty z trzema zaborcami Polski: Austrią, Rosją i Prusami. Stały się one dla Polaków pod zaborami ponurą zasadą trójlojalności, co stawiało naszych rodaków w tragicznej sytuacji. W zależności od zaboru, Polacy musieli być wierni i posłuszni swoim panującym, nie wyłączając tu służby w ich armiach i strzelania do siebie.
Zadziwia zgodność negatywnej polityki kolejnych papieży wobec Polski. Papież Leon XIII (1878 - 1903) ściskając i błogosławiąc Wilhelma II (1888 - 1918) ślubował mu dozgonną wierność w imieniu katolików. Osobną encykliką zobowiązał biskupów do wierności wszystkim zaborcom w zależności od właściwości miejscowej.
Wezwania Leona XIII do umierania w interesie zaborców Polski: Niemiec i Austrii, ponowił papież Pius X (1903 - 1914) encykliką z 3 grudnia 1905. Powtórzył on za swoim poprzednikiem, że ''poddanych obowiązuje cześć i wierność swoim książętom tak, jak Bogu''.
Po wybuchu I wojny światowej, Watykan absolutnie nie był zainteresowany odrodzeniem niepodległej Polski w jej historycznych granicach. W obozie państw centralnych istniały dwa projekty odnoszące się do sprawy Polski. Watykan popierał koncepcję austriacką, mówiącą o połączeniu Galicji i ziem zaboru rosyjskiego w odrębne królestwo, pod berłem Habsburgów. Ponieważ wojna, (wbrew pobożnym życzeniom papieża), przyniosła klęskę Austro - Węgrom, wówczas Stolica Apostolska zaczęła popierać zamiary niemieckie, optujące za utworzeniem państwa polskiego, powiązanego bardzo ściśle z niemiecką monarchią, ale ograniczonego do obszarów byłego zaboru rosyjskiego, a więc zgodnie z niemieckimi planami tzw. Królestwa Polskiego. Watykan kierował do narodu polskiego będącego pod zaborami apele o dochowanie wierności i posłuszeństwa ''prawowitej władzy'', propagując przy tym zasadę trójlojalizmu, czyli bezwzględną uległość wobec zaborców.
Sytuacja militarno - polityczna w Europie wskazywała, iż niepodległość Polski to kwestia czasu. Aktem z 5 listopada 1916 zostało utworzone z części ziem byłego zaboru rosyjskiego kadłubowe Królestwo Polskie, ściśle związane z cesarstwem niemieckim. Utworzono Tymczasową Radę Stanu, przekształconą następnie w Radę Regencyjną, która w istocie swej była narzędziem w rękach niemieckich. Abp. Aleksander Kakowski znany z lojalności wobec rosyjskiego zaborcy, dla ''dobra'' Polski łaskawie przyjął urząd Regenta, w roli którego wykazał się jako gorący zwolennik Niemiec.
Nie można nie zauważyć uzależnienia Rady Regencyjnej od papieża Benedykta XV, skoro uznała ona za ''najpierwszy i najświętszy obowiązek'' zapewnić go o lojalności i uległości. Słowa pełne pokory i poddaństwa zawarte zostały w liście Rady Regencyjnej do papieża w dniu 29 października 1917. Papież docenił zasługi Kakowskiego dla polityki Watykanu. Orędziem z 15 października 1918 poinformował go, że na najbliższym konsystorzu otrzyma kardynalską purpurę, co miało być ''nowym węzłem, który jeszcze ściślej złączy Polskę ze Stolicą św. Piotra''.
Po 125 latach niewoli, Polska odzyskała niepodległość 11 listopada 1918 roku. Stolica Apostolska darząc szczerą nienawiścią Józefa Piłsudskiego, znacznie później niż państwa zachodnie uznała ''de iure'' odrodzoną Polskę, a mianowicie dopiero 30 marca 1919 roku.
Jeszcze bohaterska Warszawa broniła się, a już 13 września 1939, biskup śląski, Stanisław Adamski, wydał do swoich parafian odezwę w języku niemieckim: ''Mili chrześcijanie! Współpracujcie uczciwie z władzami niemieckimi. Dopilnujcie jak dobrzy chrześcijanie i obywatele wszystkich ustaw i rozporządzeń niemieckich władz wojskowych i cywilnych. Zajmijcie się spokojnie waszą pracą domową. Ufajcie bezwzględnie organom mianowanym w waszej gminie przez władze niemieckie''. Aby Niemcy docenili jego gorliwość, Adamski zniósł liturgię, kazania oraz śpiewy w języku polskim. Nawoływał też do podpisywania volkslisty.
Podobną postawę przyjął biskup ordynariusz kielecki, Czesław Kaczmarek. ''Wzywam was, -- nawoływał wiernych -- abyście okazali się posłuszni względem władz administracyjnych we wszystkim, co się nie sprzeciwia sumieniu katolickiemu''. Jak twierdził, postępował zgodnie z zaleceniami Stolicy Apostolskiej.
Sandomierski biskup, Jan Lorek nie tylko nawoływał do posłuszeństwa wobec okupanta, ale apelował do wiernych, aby zgłaszali się na roboty do Rzeszy.
Siedlecki hierarcha, biskup Czesław Sokołowski zawieszał w czynnościach kapłańskich tych księży, którzy w jego ocenie mało z siebie dawali w służbie okupantowi.
Ksiądz Kruszyński, administrator diecezji lubelskiej, ogłosił w tekst, wzywając do walki ze Związkiem Radzieckim. Dla niego motywacją było ''stanowisko Stolicy Apostolskiej'' oraz encyklika Piusa XI ''O walce przeciwko komunizmowi''.
Poparcie Piusa XII dla hitlerowskiej napaści na Polskę znalazło swój wyraz w encyklice z 20 października 1939 r. Papież uznał, ją za ''walkę interesów o sprawiedliwy podział bogactw, którymi Bóg obdarzył ludzkość''.
Jak instrumentalnie traktował papież Pius XII posłannictwo Kościoła świadczy o tym wypowiedź Hitlera do najbliższych współpracowników z października 1940: ''Polakom nie będzie wolno podnieść się na wyższy poziom, ponieważ staliby się natychmiast komunistami. Dlatego jest rzeczą zupełnie właściwą, ażeby Polska zachowała swój katolicyzm. Księża powinni trzymać Polaków w głupocie i ciemnocie, co zupełnie odpowiada naszym interesom''.
Przyszłość pokazała, że Hitler nie mylił się... 30 września 1939 Pius XII przyjął na audiencji przedstawicieli polonii włoskiej, proszących chociaż o moralne wsparcie Polski. Papież odpowiedział im w języku niemieckim: ''Nie mówię wam, żebyście osuszyli łzy. Polska nie chce umierać. I tak jak kwiaty waszej ziemi, które oczekują pod grubą warstwą śniegu delikatnego powiewu wiosennego, tak samo wy powinniście czekać godziny niebieskiego pocieszenia''. Aż tyle miał do powiedzenia polskiej delegacji Pius XII.
Prymas Polski, kardynał August Hlond (1881-1948) był jednym z pierwszych, którzy uciekli z kraju po napaści Hitlera. 14 września 1939 przekroczył granicę polsko-rumuńską, a następnie po trzech dniach wyjechał do Rzymu. Jego dezercję usprawiedliwia się rzekomym zamiarem przedstawienia Piusowi XII tragedii ludności polskiej (skąd miałby o niej wiedzieć po zaledwie dwóch tygodniach okupacji tego nie wie nikt). Kard. Augustowi Hlondowi rzucano w twarz oskarżenia o hołdowanie hitleryzmowi oraz kolaborację z okupantem. Ale bodaj najpoważniejszym, był zarzut, że hojne dary chicagowskich Polaków w postaci złota, pieniędzy i kosztowności złożone na ręce Kościoła tuż przed wybuchem wojny, zostały "przeszachrowane" do Niemiec. Hlond zapewniał, że wszystkie dary osobiście przekazał do warszawskiej centrali Funduszu Obrony Narodowej..
Dzisiaj zakłamuje się rolę Watykanu i najwyższej hierarchii Kościoła w Polsce w okresie poprzedzającym uzyskanie niepodległości. Polscy biskupi katoliccy wraz z watykańskimi nuncjuszami i rosyjskimi ambasadorami doprowadzili do rozbiorów Polski, potem paktowali ze wszystkimi zaborcami tylko nie z Polską, a dziś bezczelnie uważają się za obrońców Polski. Pilnują aby ''ich zasługi dla Polski'' nie były nigdzie upubliczniane i co raz mniej na szczęście im się to udaje. Mocno wybielają historię wciskając ludziom o rzekomych swych zasługach dla kraju i zbawiennej wręcz roli dla przetrwania polskości podczas rozbiorów.
środa, 3 października 2012
Prawicowa Hipokryzja
Marek Kuchciński - pseudonim ‘Członek’, w latach siedemdziesiątych związany z bandą ‘Mundka’ okradającą apteki żeby zdobyć narkotyki.
Pan Poseł również przez 14 lat nie respektował prawomocnego wyroku sądu...
Kuchciński - pseudonim 'Członek'
Od Przyszedł do mnie i powiedział, że chce się do hipisów zapisać na członka" - opowiadał dziennikarzom "Mundek". Takim wstępem dzisiejszy poseł zdobył sobie pierwszy pseudonim - Członek. "Pamiętam, że Marek był też nazywany Penelopą, ale to przezwisko jest nie ze środowiska hipisowskiego. Tak go nazwali, bo udzielał się w kabarecie. Grał Odysa i musiał krzyczeć: "Penelopo, otwórz, to ja!". To było u nas w domu kultury na osiedlu Kmiecie" - dodaje jego znajomy z tamtych czasów, też były hipis. "Marek grał na kongach" - wspomina.
Kipisz u Kuchcińskich
Późniejszy szef klubu Prawa i Sprawiedliwości "na członka" zgłosił się jednak nie do niewinnej grupy dzieci kwiatów, ale do narkomanów, którzy dla zdobycia towaru byli skłonni popełnić każde przestępstwo.
"Z przemyskiego więzienia wyszedł recydywista Stanisław W. Był z Krakowa, ale postanowił zostać w Przemyślu i zamieszkał na prywatnej kwaterze u Kuchcińskich na Matejki" - opowiada były milicjant z sekcji kryminalnej przemyskiej komendy. Wkrótce okazało się, że W. włamał się do dwóch domów noclegowych PTTK i milicja weszła do mieszkania Kuchcińskich na przeszukanie.
"Zrobiliśmy kipisz, bo szukaliśmy fantów z tych włamań, ale znaleźliśmy jeszcze coś - morfinę" - wspomina milicjant. Okazało się, że W. razem z "Dyszlem" i "Mundkiem" fałszowali recepty, m.in. na morfinę i krople Inoziemcowa, które potem kupowali i rozprowadzali w grupie hipisowsko-narkomańskiej. Druki recept wykradł ojcu syn przemyskiego lekarza.
Sprawa trafiła do sądu.
"A Kuchciński?"
"Wtedy był "nielat". Na słomianej macie w jego pokoju były poprzypinane opakowania po herbacie z Peweksu. Myśleliśmy, że coś kombinuje z tą herbatą, parząc jakieś czaje (niezwykle mocne wywary). Nie mieliśmy jednak dowodów, że bierze twarde narkotyki. Przeprowadzaliśmy z nim wtedy rozmowy ostrzegawcze" - opowiada milicjant.
Śmierć w bramie
Wraz z modą na hipisów młodzieńcy i dziewczyny zapuścili długie włosy, założyli wąskie spodnie albo dzwony i zaczęli szukać narkotyków. Dostęp do nich w PRL nie był łatwy, wąchali więc klej, palili trawkę, haszysz, a niektórzy gotowali
wywary z makówek i tak otrzymany kompot wstrzykiwali sobie w żyły. Popularne były też wtedy leki o odurzającym działaniu, które trzeba było jakoś zdobyć.
"Tu chodziliśmy do szkoły, chociaż ja byłem w niższej klasie" - opowiada jeden z sąsiadów Kuchcińkich, wskazując w stronę Liceum im. Słowackiego. Rozmawiamy w przemyskiej restauracji. "Nikt z nas wtedy nie wiedział, co to narkotyki. Kiedy zaczął się ruch hipisów, widzieliśmy ich inny ubiór, długie włosy. Potem okazało się, że to grupa jakichś lekomanów, którzy włamują się do aptek. Sprawa stała się głośna. Na wiosnę 1975 rooku pisały o niej gazety, bo wśród zamieszanych były tzw. dzieci z dobrych domów. To z nimi trzymał się Marek" - wspomina.
"Dzidka" miała 17 lat. W kwietniu 1975 roku zmarła w bramie przu ul. Chopina. Dziesięć minut wcześniej dwójka kolegów narkomanów wstrzyknęła jej krople Inoziemcowa. Sami mieli je wziąć zaraz po niej. Już tego nie zrobili. Przestraszyli się. Śmierć młodej dziewczyny wstrząsnęła wtedy miastem. "Życie Przemyskie" napisało o niej reportaż "Niedokończone życie".
"Kilka tygodni wcześniej do sądu poszedł akt oskarżenia przeciwko 14 chłopcom i dziewczynom w wieku od 17 do 22 lat, którzy zażywali narkotyki. Nie pomogły rozmowy ostrzegawcze milicjantów z młodzieżą i rodzicami" - informował tygodnik. Akt tych spraw próżno jednak szukać w przemyskich prokuraturach, sądach i na policji. - Materiały z tamtych czasów zostały już zniszczone. Minęło przecież 30 lat - usłyszeliśmy we wszystkich tych instytucjach.
Po śmierci "Dzidki" milicja ostro wzięła się za środowiska hipisowsko-narkomańskie. Za nieumyślne spowodowanie śmierci sąd skazał tylko dwójkę narkomanów, którzy podali jej zastrzyk. Skąd dziewczyna wzięła krople Inoziemcowa, nie ustalono. "To nie było nasze towarzystwo" - podkreśla były hipis z grupy "Mundka" zapytany o sprawę "Dzidki". "Do nas należeli , , . Kręcił się koło nas też Marek i jego siostra" - przyznaje.
"Mundek" fałszuje recepty
"Zatrzymywaliśmy tego "Mundka" chyba kilkadziesiąt razy. Miał taki pokój zrobiony na czerwono, jak piekło. Raz mi się pociął żyletką" - wspomina śledczy z tamtych czasów.
Milicjanci z sekcji kryminalnej pamiętają, że u "Mundka" zawsze było parę osób. Niektórzy, choć wtedy ćpali, wyszli na ludzi. Pokończyli studia i są teraz znanymi malarzami czy grafikami. "To nie było zwykłe ćpanie. My mieliśmy własną ideologię, której częścią były narkotyki" - wspomina uczestnik tamtych spotkań, dziś szanowany obywatel Przemyśla.
Te idealistyczne wspomnienia burzą jednak przypadki śmierci z przedawkowania i z powodu źle zrobionego zastrzyku - kiedy do żyły dostało się powietrze. Także w grupie "Mundka" zdarzały się tragedie.
"W namiocie nad Sanem znaleźliśmy dwa trupy. Widywaliśmy tych młodych ludzi wcześniej u . Okazało się, że wstrzyknęli sobie wywar z makówek" - opowiada były milicjant.
Jego zdaniem grupa "Mundka" miała dwa główne sposoby na na zdobycie narkotyków: opisane już fałszowanie recept albo włamania do aptek.
"Dostałem wyrok w 1976 roku za włamania do aptek" - przyznaje DZIENNIKOWI Edmund Gorzelany. Takiej sprawy nie udało nam się odnaleźć. W lubelskim sądzie rejonowym dowiedzieliśmy się jednak, że w 1976 roku "Mundek" został zatrzymany i skazany za podrabianie recept na krople Inoziemcowa.
Prywatna sprawa posła
O Marku Kuchcińskim Gorzelany nie chce jednak rozmawiać. "Ale znamy się" - przyznaje. "Zawsze rękę podniesie, jak jedzie lancią. Potwierdza tylko, że coś brali i Marek też".
"Ojciec Kuchcińskiego przychodził do mnie i żalił się, że nie wie, co ma zrobić, żeby Marka wyprowadzić na ludzi. Żeby zostawił te narkotyki i to towarzystwo" - opowiada DZIENNIKOWI Stanisław Żółkiewicz, były wicewojewoda przemyski i prezes Stowarzyszenia Obrońców Pamięci Orląt Przemyskich.
Sam Marek Kuchciński unika jak może rozmów na temat swojej młodości. Przez dwa tygodnie zwodził nas, odwlekając spotkanie, a przez telefon, pytany o narkotyki, próbował przekonywać: "To moja prywatna sprawa".
Ps. Jako wicewojewoda Kuchciński po cichu wydzierżawił prawie 90 hektarów państwowej ziemi. "Po cichu", bo kiedy w kampanii wyborczej w 2001 r. lokalne gazety zapytały kandydatów na posłów o stan posiadania, Kuchciński o żadnych łąkach nawet nie wspomniał. Jak wynika z oficjalnych informacji rzeszowskiego oddziału Agencji Nieruchomości Rolnych, Marek Kuchciński również wydzierżawił w 2000 r. prawie 33 hektary pól w Wapowcach pod Przemyślem. Kiedy w październiku 2001 r. Kuchciński został posłem PiS, łąki w Bieszczadach oddał Agencji. Zupełnie coś innego poseł PiS zrobił jednak z polami w Wapowcach. Położone malowniczo pod lasem ziemie za zgodą Agencji scedował na Edmunda Gorzelanego, ps. Mundek, swojego guru z czasów hipisowsko-narkomańskiej przeszłości.
"Dlaczego zrobił pan taki prezent Gorzelanemu?" - zapytaliśmy posła Kuchcińskiego. Odesłał nas do Agencji Nieruchomości Rolnych, "bo to ona podejmowała decyzję" i do... Gorzelanego.
"Dlaczego poseł zrobił cesję dzierżawy na pana?" - pytamy "Mundka". "Bo go poprosiłem. Myślicie, że jestem taki naiwny, żeby wam się przyznać, że jestem słupem Marka Kuchcińskiego" - odpowiada Gorzelany, w swoim mniemaniu, dowcipnie.
Ciekawe, czy jeżeli Marek Kuchciński poprosi, to Gorzelany zrobi cesję dzierżawy na powrót na niego?
Posłowi się upiekło!
Poseł Marek Kuchciński przez 14 lat nie respektował prawomocnego wyroku sądu...
Poseł PiS Marek Kuchciński mówi, że dyrektora Liceum Plastycznego w Jarosławiu Józefa Kalinowskiego nie zna
Na trzy dni przed pierwszymi demokratycznymi wyborami parlamentarnymi w nowej Polsce, 23 października 1991 r., na łamach naszego tygodnika, w specjalnym dodatku wyborczym (nr 43) ukazało się ogłoszenie następującej treści: ?Zarząd Wojewódzki Porozumienia Centrum w Przemyślu informuje, że przeciwko Józefowi Kalinowskiemu, kandydatowi do Sejmu, prokuratura prowadzi postępowanie dowodowe?.
Szefem przemyskiego Porozumienia Centrum w tamtym czasie był obecny poseł PiS, były szef klubu parlamentarnego tej partii Marek Kuchciński. Józef Kalinowski zaś startował do Sejmu z listy nieistniejącego już Chrześcijańsko-Demokratycznego Stronnictwa Pracy. Józef Kalinowski: rzeźbiarz, nauczyciel w Liceum Plastycznym w Jarosławiu (obecnie dyrektor tej placówki), działacz pierwszej ?Solidarności?, wydawca lokalnej wersji bliuletynu Odnowa, członek Klubu Inteligencji Katolickiej z wynikiem 850 głosów do Sejmu nie wszedł. Nie udało się to także jego adwersarzowi.
16 rozpraw
We wspomnianym ogłoszeniu nie podano żadnych szczegółów. Ani jaka prokuratura prowadzi postępowanie, ani czego ono dotyczy. Nie było ich, bo żadnego postępowania żadna prokuratura przeciwko Józefowi Kalinowskiemu nie prowadziła. Ten postanowił więc oddać sprawę do sądu, która rozpatrywana była przez prawie dwa lata. Odbyło się aż 16 rozpraw, na których M. Kuchciński nie pojawił się ani razu. 9 listopada 1993 r. przed Sądem Okręgowym w Przemyślu zapadł wyrok w tej sprawie. Wyrok skazujący zarząd przemyskiego PC. Sąd uznał, że doszło do naruszenia dóbr osobistych J. Kalinowskiego i nakazał członkom Zarządu Wojewódzkiego PC w Przemyślu ? Zygmuntowi Grzesiakowi i Markowi Kuchcińskiemu ? odwołać ?nieprawdziwe zarzuty opublikowane w dodatku wyborczym do tygodnika Życie Przemyskie (nr 43 z dnia 23 października 1991 r.) pod adresem powoda Józefa Kalinowskiego?, poprzez umieszczenie na łamach naszego tygodnika stosownego oświadczenia i oddanie pokrzywdzonemu 24 tys. zł tytułem zwrotu kosztów procesu. Nakazał im też dokonanie wpłaty na konto Polskiego Czerwonego Krzyża 1 mln zł (przeliczając na dzisiejsze złotówki, Z. Grzesiak i M. Kuchciński powinni byli zapłacić łącznie 9 tys. zł ? przyp. MG). 9 grudnia 1993 r. wyrok się uprawomocnił. W lutym 1994 r. wyrok uzyskał klauzulę wykonalności. Od tej pory rola sądu się skończyła.
Poseł zlekceważył wyrok
9 listopada br. minęło już 14 lat od ogłoszenia wyroku. Wyroku, który nigdy nie został wykonany. Marek Kuchciński nigdy nie opublikował na łamach naszego tygodnika oświadczenia, odwołującego nieprawdziwe zarzuty w stosunku do J. Kalinowskiego i nigdy nie zapłacił 9 tys. zł. W 2001 r. został posłem i od tego czasu chronił go immunitet.
Józef Kalinowski uważa, że poseł po prostu olał ten wyrok. Oddając sprawę do sądu, miał nadzieję na przeprosiny, które zdjęłyby z niego cień przestępcy. Od tamtego czasu jest z dala od polityki, a gdy widzi w telewizorze M. Kuchcińskiego z miejsca wyłącza urządzenie. Kilka miesięcy od uprawomocnienia się wyroku poprosił komornika o wyegzekwowanie należności. Ten jednak zażądał wpłaty z góry 25 procent ściąganej sumy jako opłaty za jego pracę. Zrezygnował, bo nie miał tylu pieniędzy. W ciągu 14 lat tylko raz stanął oko w oko z posłem Kuchcińskim. Dyrektor jarosławskiego ?plastyka? nie wie, czy udawał, że go nie poznaje, czy nie, ale nie ukłonili się sobie.
Już nic nie musi?
Poseł Kuchciński nie przeprosił i nie zapłacił i już nie musi tego robić. Wyrok po 10 latach uległ przedawnieniu. ? Obowiązkiem każdego skazanego jest wywiązanie się z prawomocnego wyroku. Każdy powinien go uszanować. Ten wyrok był z powództwa cywilnego, więc o jego wyegzekwowanie musiał postarać się powód, składając odpowiedni wniosek o egzekucję komorniczą ? mówi rzecznik Sądu Okręgowego w Przemyślu Lucyna Oleszek. ? Każde wykonanie wyroku, tak w postępowaniu karnym, jak i cywilnym, ulega przedawnieniu. W wypadku tejże sprawy nastąpiło przedawnienie po upływie 10 lat. To sprawia, że nie można już dochodzić tego roszczenia ? podsumowała L. Oleszek.
Ja tego pana nie znam
Zapytaliśmy posła M. Kuchcińskiego, dlaczego nie wywiązał się z prawomocnego wyroku, dlaczego go nie uszanował. Odpowiedział bardzo lapidarnie: ? Tę sprawę pozostawiam adwokatom. Nie złożyłem odwołania od wyroku ze względów technicznych. Ja tego pana w ogóle nie znam. Ubolewam, że dziennikarze zajmują się jeszcze tą sprawą, że ich to tak interesuje. Jest przecież tyle ważniejszych spraw.
Pan Poseł również przez 14 lat nie respektował prawomocnego wyroku sądu...
Kuchciński - pseudonim 'Członek'
Od Przyszedł do mnie i powiedział, że chce się do hipisów zapisać na członka" - opowiadał dziennikarzom "Mundek". Takim wstępem dzisiejszy poseł zdobył sobie pierwszy pseudonim - Członek. "Pamiętam, że Marek był też nazywany Penelopą, ale to przezwisko jest nie ze środowiska hipisowskiego. Tak go nazwali, bo udzielał się w kabarecie. Grał Odysa i musiał krzyczeć: "Penelopo, otwórz, to ja!". To było u nas w domu kultury na osiedlu Kmiecie" - dodaje jego znajomy z tamtych czasów, też były hipis. "Marek grał na kongach" - wspomina.
Kipisz u Kuchcińskich
Późniejszy szef klubu Prawa i Sprawiedliwości "na członka" zgłosił się jednak nie do niewinnej grupy dzieci kwiatów, ale do narkomanów, którzy dla zdobycia towaru byli skłonni popełnić każde przestępstwo.
"Z przemyskiego więzienia wyszedł recydywista Stanisław W. Był z Krakowa, ale postanowił zostać w Przemyślu i zamieszkał na prywatnej kwaterze u Kuchcińskich na Matejki" - opowiada były milicjant z sekcji kryminalnej przemyskiej komendy. Wkrótce okazało się, że W. włamał się do dwóch domów noclegowych PTTK i milicja weszła do mieszkania Kuchcińskich na przeszukanie.
"Zrobiliśmy kipisz, bo szukaliśmy fantów z tych włamań, ale znaleźliśmy jeszcze coś - morfinę" - wspomina milicjant. Okazało się, że W. razem z "Dyszlem" i "Mundkiem" fałszowali recepty, m.in. na morfinę i krople Inoziemcowa, które potem kupowali i rozprowadzali w grupie hipisowsko-narkomańskiej. Druki recept wykradł ojcu syn przemyskiego lekarza.
Sprawa trafiła do sądu.
"A Kuchciński?"
"Wtedy był "nielat". Na słomianej macie w jego pokoju były poprzypinane opakowania po herbacie z Peweksu. Myśleliśmy, że coś kombinuje z tą herbatą, parząc jakieś czaje (niezwykle mocne wywary). Nie mieliśmy jednak dowodów, że bierze twarde narkotyki. Przeprowadzaliśmy z nim wtedy rozmowy ostrzegawcze" - opowiada milicjant.
Śmierć w bramie
Wraz z modą na hipisów młodzieńcy i dziewczyny zapuścili długie włosy, założyli wąskie spodnie albo dzwony i zaczęli szukać narkotyków. Dostęp do nich w PRL nie był łatwy, wąchali więc klej, palili trawkę, haszysz, a niektórzy gotowali
wywary z makówek i tak otrzymany kompot wstrzykiwali sobie w żyły. Popularne były też wtedy leki o odurzającym działaniu, które trzeba było jakoś zdobyć.
"Tu chodziliśmy do szkoły, chociaż ja byłem w niższej klasie" - opowiada jeden z sąsiadów Kuchcińkich, wskazując w stronę Liceum im. Słowackiego. Rozmawiamy w przemyskiej restauracji. "Nikt z nas wtedy nie wiedział, co to narkotyki. Kiedy zaczął się ruch hipisów, widzieliśmy ich inny ubiór, długie włosy. Potem okazało się, że to grupa jakichś lekomanów, którzy włamują się do aptek. Sprawa stała się głośna. Na wiosnę 1975 rooku pisały o niej gazety, bo wśród zamieszanych były tzw. dzieci z dobrych domów. To z nimi trzymał się Marek" - wspomina.
"Dzidka" miała 17 lat. W kwietniu 1975 roku zmarła w bramie przu ul. Chopina. Dziesięć minut wcześniej dwójka kolegów narkomanów wstrzyknęła jej krople Inoziemcowa. Sami mieli je wziąć zaraz po niej. Już tego nie zrobili. Przestraszyli się. Śmierć młodej dziewczyny wstrząsnęła wtedy miastem. "Życie Przemyskie" napisało o niej reportaż "Niedokończone życie".
"Kilka tygodni wcześniej do sądu poszedł akt oskarżenia przeciwko 14 chłopcom i dziewczynom w wieku od 17 do 22 lat, którzy zażywali narkotyki. Nie pomogły rozmowy ostrzegawcze milicjantów z młodzieżą i rodzicami" - informował tygodnik. Akt tych spraw próżno jednak szukać w przemyskich prokuraturach, sądach i na policji. - Materiały z tamtych czasów zostały już zniszczone. Minęło przecież 30 lat - usłyszeliśmy we wszystkich tych instytucjach.
Po śmierci "Dzidki" milicja ostro wzięła się za środowiska hipisowsko-narkomańskie. Za nieumyślne spowodowanie śmierci sąd skazał tylko dwójkę narkomanów, którzy podali jej zastrzyk. Skąd dziewczyna wzięła krople Inoziemcowa, nie ustalono. "To nie było nasze towarzystwo" - podkreśla były hipis z grupy "Mundka" zapytany o sprawę "Dzidki". "Do nas należeli , , . Kręcił się koło nas też Marek i jego siostra" - przyznaje.
"Mundek" fałszuje recepty
"Zatrzymywaliśmy tego "Mundka" chyba kilkadziesiąt razy. Miał taki pokój zrobiony na czerwono, jak piekło. Raz mi się pociął żyletką" - wspomina śledczy z tamtych czasów.
Milicjanci z sekcji kryminalnej pamiętają, że u "Mundka" zawsze było parę osób. Niektórzy, choć wtedy ćpali, wyszli na ludzi. Pokończyli studia i są teraz znanymi malarzami czy grafikami. "To nie było zwykłe ćpanie. My mieliśmy własną ideologię, której częścią były narkotyki" - wspomina uczestnik tamtych spotkań, dziś szanowany obywatel Przemyśla.
Te idealistyczne wspomnienia burzą jednak przypadki śmierci z przedawkowania i z powodu źle zrobionego zastrzyku - kiedy do żyły dostało się powietrze. Także w grupie "Mundka" zdarzały się tragedie.
"W namiocie nad Sanem znaleźliśmy dwa trupy. Widywaliśmy tych młodych ludzi wcześniej u . Okazało się, że wstrzyknęli sobie wywar z makówek" - opowiada były milicjant.
Jego zdaniem grupa "Mundka" miała dwa główne sposoby na na zdobycie narkotyków: opisane już fałszowanie recept albo włamania do aptek.
"Dostałem wyrok w 1976 roku za włamania do aptek" - przyznaje DZIENNIKOWI Edmund Gorzelany. Takiej sprawy nie udało nam się odnaleźć. W lubelskim sądzie rejonowym dowiedzieliśmy się jednak, że w 1976 roku "Mundek" został zatrzymany i skazany za podrabianie recept na krople Inoziemcowa.
Prywatna sprawa posła
O Marku Kuchcińskim Gorzelany nie chce jednak rozmawiać. "Ale znamy się" - przyznaje. "Zawsze rękę podniesie, jak jedzie lancią. Potwierdza tylko, że coś brali i Marek też".
"Ojciec Kuchcińskiego przychodził do mnie i żalił się, że nie wie, co ma zrobić, żeby Marka wyprowadzić na ludzi. Żeby zostawił te narkotyki i to towarzystwo" - opowiada DZIENNIKOWI Stanisław Żółkiewicz, były wicewojewoda przemyski i prezes Stowarzyszenia Obrońców Pamięci Orląt Przemyskich.
Sam Marek Kuchciński unika jak może rozmów na temat swojej młodości. Przez dwa tygodnie zwodził nas, odwlekając spotkanie, a przez telefon, pytany o narkotyki, próbował przekonywać: "To moja prywatna sprawa".
Ps. Jako wicewojewoda Kuchciński po cichu wydzierżawił prawie 90 hektarów państwowej ziemi. "Po cichu", bo kiedy w kampanii wyborczej w 2001 r. lokalne gazety zapytały kandydatów na posłów o stan posiadania, Kuchciński o żadnych łąkach nawet nie wspomniał. Jak wynika z oficjalnych informacji rzeszowskiego oddziału Agencji Nieruchomości Rolnych, Marek Kuchciński również wydzierżawił w 2000 r. prawie 33 hektary pól w Wapowcach pod Przemyślem. Kiedy w październiku 2001 r. Kuchciński został posłem PiS, łąki w Bieszczadach oddał Agencji. Zupełnie coś innego poseł PiS zrobił jednak z polami w Wapowcach. Położone malowniczo pod lasem ziemie za zgodą Agencji scedował na Edmunda Gorzelanego, ps. Mundek, swojego guru z czasów hipisowsko-narkomańskiej przeszłości.
"Dlaczego zrobił pan taki prezent Gorzelanemu?" - zapytaliśmy posła Kuchcińskiego. Odesłał nas do Agencji Nieruchomości Rolnych, "bo to ona podejmowała decyzję" i do... Gorzelanego.
"Dlaczego poseł zrobił cesję dzierżawy na pana?" - pytamy "Mundka". "Bo go poprosiłem. Myślicie, że jestem taki naiwny, żeby wam się przyznać, że jestem słupem Marka Kuchcińskiego" - odpowiada Gorzelany, w swoim mniemaniu, dowcipnie.
Ciekawe, czy jeżeli Marek Kuchciński poprosi, to Gorzelany zrobi cesję dzierżawy na powrót na niego?
Posłowi się upiekło!
Poseł Marek Kuchciński przez 14 lat nie respektował prawomocnego wyroku sądu...
Poseł PiS Marek Kuchciński mówi, że dyrektora Liceum Plastycznego w Jarosławiu Józefa Kalinowskiego nie zna
Na trzy dni przed pierwszymi demokratycznymi wyborami parlamentarnymi w nowej Polsce, 23 października 1991 r., na łamach naszego tygodnika, w specjalnym dodatku wyborczym (nr 43) ukazało się ogłoszenie następującej treści: ?Zarząd Wojewódzki Porozumienia Centrum w Przemyślu informuje, że przeciwko Józefowi Kalinowskiemu, kandydatowi do Sejmu, prokuratura prowadzi postępowanie dowodowe?.
Szefem przemyskiego Porozumienia Centrum w tamtym czasie był obecny poseł PiS, były szef klubu parlamentarnego tej partii Marek Kuchciński. Józef Kalinowski zaś startował do Sejmu z listy nieistniejącego już Chrześcijańsko-Demokratycznego Stronnictwa Pracy. Józef Kalinowski: rzeźbiarz, nauczyciel w Liceum Plastycznym w Jarosławiu (obecnie dyrektor tej placówki), działacz pierwszej ?Solidarności?, wydawca lokalnej wersji bliuletynu Odnowa, członek Klubu Inteligencji Katolickiej z wynikiem 850 głosów do Sejmu nie wszedł. Nie udało się to także jego adwersarzowi.
16 rozpraw
We wspomnianym ogłoszeniu nie podano żadnych szczegółów. Ani jaka prokuratura prowadzi postępowanie, ani czego ono dotyczy. Nie było ich, bo żadnego postępowania żadna prokuratura przeciwko Józefowi Kalinowskiemu nie prowadziła. Ten postanowił więc oddać sprawę do sądu, która rozpatrywana była przez prawie dwa lata. Odbyło się aż 16 rozpraw, na których M. Kuchciński nie pojawił się ani razu. 9 listopada 1993 r. przed Sądem Okręgowym w Przemyślu zapadł wyrok w tej sprawie. Wyrok skazujący zarząd przemyskiego PC. Sąd uznał, że doszło do naruszenia dóbr osobistych J. Kalinowskiego i nakazał członkom Zarządu Wojewódzkiego PC w Przemyślu ? Zygmuntowi Grzesiakowi i Markowi Kuchcińskiemu ? odwołać ?nieprawdziwe zarzuty opublikowane w dodatku wyborczym do tygodnika Życie Przemyskie (nr 43 z dnia 23 października 1991 r.) pod adresem powoda Józefa Kalinowskiego?, poprzez umieszczenie na łamach naszego tygodnika stosownego oświadczenia i oddanie pokrzywdzonemu 24 tys. zł tytułem zwrotu kosztów procesu. Nakazał im też dokonanie wpłaty na konto Polskiego Czerwonego Krzyża 1 mln zł (przeliczając na dzisiejsze złotówki, Z. Grzesiak i M. Kuchciński powinni byli zapłacić łącznie 9 tys. zł ? przyp. MG). 9 grudnia 1993 r. wyrok się uprawomocnił. W lutym 1994 r. wyrok uzyskał klauzulę wykonalności. Od tej pory rola sądu się skończyła.
Poseł zlekceważył wyrok
9 listopada br. minęło już 14 lat od ogłoszenia wyroku. Wyroku, który nigdy nie został wykonany. Marek Kuchciński nigdy nie opublikował na łamach naszego tygodnika oświadczenia, odwołującego nieprawdziwe zarzuty w stosunku do J. Kalinowskiego i nigdy nie zapłacił 9 tys. zł. W 2001 r. został posłem i od tego czasu chronił go immunitet.
Józef Kalinowski uważa, że poseł po prostu olał ten wyrok. Oddając sprawę do sądu, miał nadzieję na przeprosiny, które zdjęłyby z niego cień przestępcy. Od tamtego czasu jest z dala od polityki, a gdy widzi w telewizorze M. Kuchcińskiego z miejsca wyłącza urządzenie. Kilka miesięcy od uprawomocnienia się wyroku poprosił komornika o wyegzekwowanie należności. Ten jednak zażądał wpłaty z góry 25 procent ściąganej sumy jako opłaty za jego pracę. Zrezygnował, bo nie miał tylu pieniędzy. W ciągu 14 lat tylko raz stanął oko w oko z posłem Kuchcińskim. Dyrektor jarosławskiego ?plastyka? nie wie, czy udawał, że go nie poznaje, czy nie, ale nie ukłonili się sobie.
Już nic nie musi?
Poseł Kuchciński nie przeprosił i nie zapłacił i już nie musi tego robić. Wyrok po 10 latach uległ przedawnieniu. ? Obowiązkiem każdego skazanego jest wywiązanie się z prawomocnego wyroku. Każdy powinien go uszanować. Ten wyrok był z powództwa cywilnego, więc o jego wyegzekwowanie musiał postarać się powód, składając odpowiedni wniosek o egzekucję komorniczą ? mówi rzecznik Sądu Okręgowego w Przemyślu Lucyna Oleszek. ? Każde wykonanie wyroku, tak w postępowaniu karnym, jak i cywilnym, ulega przedawnieniu. W wypadku tejże sprawy nastąpiło przedawnienie po upływie 10 lat. To sprawia, że nie można już dochodzić tego roszczenia ? podsumowała L. Oleszek.
Ja tego pana nie znam
Zapytaliśmy posła M. Kuchcińskiego, dlaczego nie wywiązał się z prawomocnego wyroku, dlaczego go nie uszanował. Odpowiedział bardzo lapidarnie: ? Tę sprawę pozostawiam adwokatom. Nie złożyłem odwołania od wyroku ze względów technicznych. Ja tego pana w ogóle nie znam. Ubolewam, że dziennikarze zajmują się jeszcze tą sprawą, że ich to tak interesuje. Jest przecież tyle ważniejszych spraw.
Subskrybuj:
Posty (Atom)