niedziela, 6 maja 2012

Koniec PiS-u

   Poniżej wybrane fragmenty książki Michała Kamińskiego. Na tle tych ocen, można powiedzieć, że Kamiński wcale nie uwolnił się od wpływu PiS i nadal reprezentuje sekciarskie myślenie. Gdzieś tkwi w nim jeszcze mały Michał pupil prezesa i faworyt PiS-u do tańca z gwiazdami. jeszcze nie do końca wywietrzył ze swojej głowy resztki indoktrynacji sekty pisowskiej. W sumie wcale mu się nie dziwię, po co promować książkę samymi negatywami. Trafiłby swoją publikacją tylko do przeciwników Kaczyńskiego, którzy i tak nie potrzebuje tego typu za kulisowych informacji, wiedząc doskonale po latach obserwacji, jakim człowiekiem jest Kaczyński. Kamiński balansując pomiędzy dobrem i złem sprzedaje się jednej i drugiej stronie. Pewnie z przewagą sPiSkowców, oni są rządni każdej możliwej wiedzy na temat Kaczyńskiego, nawet tej negatywnej. Utrwala się w nich przekonanie, że prezes jest symbolem wrogiej nagonki, a Kamiński jest kolejnym zdrajcą agentem i wrogiem patriotyzmu.

   Czytelnik utożsamiający się z PiS nawet przez chwilę nie pomyśli o tym, że sam Kamiński ma w głębokim poważaniu, całe to polityczne towarzystwo i tak naprawdę jego książka to resztki jego pięciu minut. Kończy mu się etat w europarlamencie i zarazem polityczna kariera. Napisał tą książkę, żeby zarobić na tym, na czym potrafili najlepiej, czyli na wciskaniu ciemniej masie kitu. Kamiński jest dowodem na to, że Kaczyński otacza się ludźmi słabymi bez kręgosłupa pozbawionych skrupułów. Biedny prezes będzie musiał się teraz pilnować, żeby nie obnażać przed partyjnymi kolegami swoich słabości, bo znowu za jakiś czas pojawi się kolejny Kamiński jakich ma przecież wokół siebie tysiące i znowu będzie robił głupie miny do złej gry.


"Nie jest zarozumiały, absolutnie nie. W takich stosunkach, w których nie ma napięcia politycznego, jest wręcz przesadnie skromny. Jest wtedy ciepły i sympatyczny. Ale czasem coś w niego wstępuje. Nagle pojawia się w nim, co wielokrotnie widziałem, chęć upokarzania ludzi, nawet tych najbardziej wobec niego lojalnych. Jakby sprawdzał, czy są na tyle lojalni, że wszystko przełkną. Często się nad tym zastanawiałem. Zadawałem sobie pytanie, czemu on tak lubi bawić się z ludźmi, straszyć ich, robić tajemnicze miny, mówić, że są na ich temat dziwne informacje. Dawniej uważałem, że to jest mechanizm dyscyplinujący, zupełnie chory test na lojalność. Ale później doszedłem do wniosku, że tam musi być coś głębszego, że w nim jest chęć upokorzenia ludzi, bo to mu daje poczucie wartości. On sobie mówi: kurczę, upokorzyłem go, zgnoiłem, a on dalej przy mnie jest" - opowiada autor "Końca PiS-u"."
"Jeden z najbliższych współpracowników Jarosława i Lecha Kaczyńskich ujawnia, że podczas słynnego już spotkania przy winie prezydenta Kaczyńskiego z premierem Tuskiem wspólnie wypili pięć win. Na trzech, bo Kamiński również uczestniczył w tej rozmowie. "Sporo, ale taka historia zdarzyła się raz" - przyznaje."
"Przyszedłem do Jarosława do tej willi i jak wchodziłem, zostawiłem otwarte drzwi, przez które uciekł kot. I spotkanie się bardzo mocno opóźniło, ponieważ najpierw trzeba było odnaleźć kota. Ja wtedy traktowałem to jako pewne dziwactwo, że tu poważne spotkanie, a wszyscy biegają za kotem. Ale teraz, gdy sam mam w domu kota, gdy się do mnie wchodzi, słychać okrzyk 'uwaga na kota'".
""To wyjątkowo ponura postać. Jego pozycja w partii, a zwłaszcza jego wpływ na Adama Lipińskiego jest zdumiewający. Jarosław długo był wobec niego sceptyczny. Nie lubił go, uważał za niepoważnego. A ten ciężką pracą i robieniem kolegów w bambuko wypracował sobie pozycję. Pamiętam, że podczas kryzysu wokół traktatu lizbońskiego to Hofman razem z młodym Mariuszem Kamińskim z Białegostoku dość poważnie rozmawiali ze mną na temat budowy nowej partii. Wtedy byłem temu przeciwny. Po katastrofie smoleńskiej Hofman spiskował z Poncyljuszem. Niektórzy twierdzą, że robił to po to, żeby się wkupić w łaski prezesa, składając donos na spiskowców. Wiem to z tylu wiarygodnych źródeł, że nie ma powodów, żeby w to nie wierzyć". Taką wyjątkowo niepochlebną ocenę Kamiński wystawia Adamowi Hofmanowi."
""Często mam wrażenie, że Antoni Macierewicz pobiega sobie po sejmie, poopowiada niestworzone historie, później wraca do domu, odpala telewizor, otwiera sobie piwko i ma niezły ubaw, widząc, że ci wszyscy frajerzy w to wierzą. To jest zbyt inteligentny facet, żeby sam wierzył w te wszystkie brednie, które opowiada. Czasem wydaje mi się, że on po prostu to sobie starannie zaplanował, taką swoją rolę w polityce, bo jest elektorat, który takiego wymyślonego przez niego polityka potrzebuje. Ma niezwykle dobre mniemanie o sobie. Nie zdziwiłbym się, gdyby pod koniec życia, oby jak najdłuższego, napisał wspomnienia pod roboczym tytułem: 'Robiłem was w bambuko trzydzieści lat, a wy w to wierzyliście'".