sobota, 3 listopada 2012

Teoria spisku czy zamachu II?

Rzeczywistość przeciętnej teorii spiskowej jest bardzo smutna, z czasem staje się ona mitem, baśnią legendą, kolejną bajeczką dla dzieci dla miłośników dziwnych niewyjaśnionych zjawisk, chociaż sama teoria spisków wydaje się być dla samych wielbicieli tych teorii, czymś więcej i nie nazywają ich w ten sposób, dla nich to fakty, które chcą powiązać w całość i przedstawić światu, sami odżegnują się od stereotypu poszukiwaczy teorii spiskowych, jak już napisałem w pierwszej części dla nich to „skarb” oni są tylko poszukiwaczami złota, czegoś, czego nie są w stanie w żaden sposób udowodnić.

Teoretycy spiskowi są pochłonięci myślą jakoby posiadali tajemną wiedzę, do której doszli wskutek własnych umiejętności, egzystując gdzieś na granicach zwykłej codzienności, chcą podnieść swoją niską wartość, więc wmawiają sobie oraz innym, że dokonali czegoś nadzwyczajnego, że zdobyli informacje na miarę nagrody Pulitzera. Oczywiście za swoje niepowodzenie w nagłośnienie swoich rewelacji winią, wszechobecny spisek, to „oni” nie pozwalają mu podzielić się swoim skarbem i tutaj twórca teorii spiskowych, znów podnosi swoją rangę szarego człowieka wmawiając innym, że jest zagrożeniem dla grupy społecznej, lub inaczej dla grup wpływowych ludzi ze świata polityki czy biznesu. Jakieś trzaski w telefonie, błąd w komputerze z danymi, awaria czegokolwiek jest dla takiego człowieka przykładem ingerencji osób trzecich, dla nich, nic nie dzieje się przypadkowo, wszystko jest zaplanowane i dokładnie dopracowane, nie ma w ich świecie miejsce na drobny wypadek, coś takiego w ich mniemaniu nie istnieje.

Wyobraźcie sobie teraz stan emocjonalny takiego człowieka, żyjącego w fikcyjnym świecie. Twórcy teorii spiskowych w zasadzie są nieufni i wyalienowani, sami tworzą wokół siebie otoczkę tajemniczości, wmawiają sobie oraz innym, że to poświęcenie dla sprawy zdobycie „skarbu”.

Teorie spiskowe nie istnieją są tylko odpowiednie dane i złe dane, źle odebrane, w porównaniu z bardzo aktywną wyobraźnią stają się narzędziem wszelkiego rodzaju paranoików, ich najczęstszym tłumaczeniem braku ostatecznych dowodów jest tajność spisku, do którego nie jesteśmy w stanie dotrzeć, w tym miejscu zaczyna działaś wyobraźnia kreując przeróżne hipotezy, ich ilość oraz jakoś jest już uzależniona od osoby z bogatą wyobraźnią. A uwierzcie mi potrafimy wymyślać przeróżne rzeczy, nie tylko piękne. Przeraża nas coś nieznanego i coś, co nas motywuje do strachu, bez potrzeby badania rzeczywistości chcemy ulec, wizji czyjejś wyobraźni, bo jest to łatwiejsze i bliższe naszej naturze, życie w fantazjach jest nam bardzo bliskie, a dla poszukiwacza teorii spiskowych, istnieje tylko fantazja.

Brak zaufania do rządów i instytucji rządowych, i jakość tych opowieści rozpala lęki i paranoje ludzkie do tego stopnia, że nawet wtedy, gdy jakieś dowody przeczą danej teorii pozostaje ona w ludzkiej wyobraźni i jest nadal rozwijana, niektórzy ludzie w przewrotny sposób starają się manipulować pławiąc się w paranoi ludzkiej, dla nich świat realny nie istnieje, dlatego za wszelką ceną starają się pozyskać jak największe grono słuchaczy.

Teorie spiskowe mutują z upływem czasu w świetle nowych lub sprzecznych dowodów, to wynik zwykłej ewolucji danego tematu i podsycania nowymi niejasnymi dowodami, czas wcale nie działa na niekorzyść danej teorii spiskowej, wręcz przeciwnie, staje się ona dla ich twórców coraz bardziej realna, przez to, że nie zostało coś wyjaśnione.

Teoria spisku jest czymś więcej niż tylko wiarą w spiski okolicznościowe, mówiąc najprościej jest to przekonanie, że wydarzenia na świecie są kontrolowane w tajemniczy sposób, przez grupę bardzo potężnych i wpływowych ludzi, którzy sterują wszystkim za kulisami, spiskowcy są w stanie przedstawić przeróżne hipotezy dotyczące różnych ludzi, którzy prawdopodobnie mają z ich teorią coś wspólnego, wystarczą powiązania z przeróżnymi grupami ludźmi, próba przypisania na siłę jakiegoś człowieka do jakiejś grupy, w której spiskowcy widzą spisek, wydaje sie bardzo prosta, wystarczy, że dwie lub więcej osób pojawią się w jednym miejscu nie koniecznie tym samym czasie. W jakimś celu, którego twórcy teorii nie są znają i nawet nie starają się poznać, a nawet jak znają oficjalną wersje to i tak nie są w stanie w nią uwierzyć i traktują ją, jako przykrywkę oczywiście nie opisując prawdziwych faktów, bo, po co oni w nią nie uwierzyli to inni idąc za przykładem, również nie powinni poznać takich faktów, po co mącić cudowną historię, nie istotnymi faktami, czasami nawet w potrzebie twórcy spisów, tworzą dodatkowe postacie i przypisują im różne role.

Teorie spiskowe są bardzo modne, są również powszechne, są stałym elementem naszego życia stają się nowa kulturą mają swoich stałych wyznawców i zwolenników, przeróżni hobbyści zbierają wszelkiego rodzaju teorie spiskowe i śledzą ich losy.

Jak wynika z badań przez New York TImesa około 60% obywateli USA wierzy w teorie spiskowe, prawie każdy z tych 60% jest przekonany, że za zabójstwem prezydenta Kennedy’ego stała więcej niż jedna osoba. Około połowa tych 60% ankietowanych jest przekonana o tym, że projekt MKUItra (testowanie LSD na naiwnych obywatelach przez rząd Amerykański) czy akcja COINTELPRO (dofinansowanie i wspomaganie rasistowskich i skrajnie prawicowych organizacji w USA przez agencje rządowe) miały miejsce. Wielu z nich jest przekonana o tym, że CIA była zamieszana w handel narkotykami, że Agent Orange (środek niszczący chlorofil, używany do niszczenia dżungli podczas wojny w Wietnamie) testowany był na bezbronnych cywilach, a nawet, że lądowanie na księżycu było sfingowane. Oczywiście nie świadczy to o tym, że ponad połowa społeczeństwa amerykańskiego to teoretycy spisków czy tzw „news freaks” Świadczy to o tym, że prawdziwi badacze spisków, kultura, jaką wokół siebie wytworzyli oraz towarzysząca im atmosfera parani ( tej mile łechcącej zmysły i podnoszącej poziom adrenaliny, oczywiście tak jak nowy odcinek „Millenium” czy „Archiwum X” oglądane w domowym zaciszu) wpłynęła już tak bardzo na kulturę masową i oficjalną, że stała się jej integralną częścią. I nawet jeśli badacze spisków nadal powodują głównie skrajne reakcje, labo się ich po prostu wyśmiewa, i wystawia diagnozy chorób psychicznych, albo bezgranicznie się im wierzy. To ich teorie stają się niesłabnącą pożywką dla ogromnej rzeczy twórców całego prawie społeczeństwa.

Chciałbym zwrócić uwagę na to, że teorie spiskowe to już nie mały, niegroźny stek wierutnych bzdur, wyssanych z palca przez garstkę wariatów, żyjących alternatywnie w świecie pogmatwanej wyobraźni. To już nawet nie duże, liczące się, mające swoich zwolenników hipotezy.

Czy wiecie o tym, że istnieje przeróżne rankingi takich teorii spiskowych, na jednej z nich znalazłem dość nisko, bo na dziewiątym miejscu teorie „Moon Base”. Teoria ta mówi, że nazistowskie Niemcy już 1942 roku, podbili kosmos i wylądowali na księżycu, według koncepcji podobnych teoretyków jest jeszcze dodatkowa teoria twierdząca, że naziści nawiązali kontakt z „pół tuzina” obcych ras, łącznie z wrogimi Reptilians.



Jeżeli coś takiego jest na miejscu dziewiątym, to wyobraźcie sobie, jakie jeszcze bzdury możecie wyczytać.

czwartek, 1 listopada 2012

Teoria spisku czy zamachu I?

Głosiciel teorii spiskowych... jest dla zawodowego historyka tym samym, kim poszukiwacz skarbów dla archeologa. Różnica polega na tym, że entuzjastów teorii spiskowych nie da się w żaden sposób przekonać, iż ich pobieżne poszukiwania w dokumentach przyniosły im jedynie fałszywe złoto

- Michael Billig

„Fałszywe złoto” Teraz już wiem, czego tak naprawdę szukają wszelkiego rodzaju entuzjaści spiskowych, w swoich teoriach spiskowych szukają, przygody, adrenaliny, odrobiny perwersyjnego awanturnictwa. Dużą sztuką jest przekonanie kogoś, że nie istnieje żadne El dorado, dlatego nie zamierzam przekonać domowych teoretyków spiskowców, że nie ma szans na jakiekolwiek znalezisko, niech kopie, grzebie, robi cokolwiek, aby dokopać się do swojego skarbu, który zawsze jest poza jego zasięgiem.

Gdy tematem jest spisek, często trudno odróżnić prawdę od fałszu, zaciera się ślad rzeczywistości, nie chcemy go dostrzec, wręcz robimy wszystko, aby nie widzieć prawdziwych faktów. Dzieje się tak częściowo, dlatego, że obiektywne kryteria logika i dowody nie są w stanie wyraźnie odgraniczyć jednego od drugiego choćbyście nie wiem, jak przeglądali materiał i tak zawsze zobaczycie tylko swoje upragnione złoto, tak jesteście zaprogramowani. Aby jeszcze bardziej zmącić obraz, przeróżni pseudo eksperci, którzy są przychylni jakiejś teorii wygłaszają niekiedy nieprawdziwe twierdzenia, poważni naukowcy podtrzymują szaleńcze koncepcje, a pseudonaukowcy przekonują, ze ich dzieła są wynikiem autentycznych badań, w ten sposób przeciętny spiskowiec utrwala swoją wizję znalezionego złota.

Czym tak naprawdę są teoria spiskowa? To próba wytłumaczenia zjawisk, incydentów, procesów czy postaw historycznych za pomocą idei i motywów, których nie można poddać żadnej weryfikacji. Jeśli uznamy, że coś się wydarzyło i posiadamy strzępek wiedzy na ten temat, choćby ostatnia tragedia Smoleńska, i nie jesteśmy w stanie przekonująco obronić naszej tezy. Nie mamy przecież dostępu do tajnych materiałów, wyników badań, ani nie znamy wielu faktów, nasza wiedza opiera się na szczątkowych informacjach podawanych w prasie, ewentualnie, przez niesprawdzone źródła internetowe, gdzie roi się od przeróżnych hipotez, jesteśmy też przekonani, że wiele dowodów zostało zniszczonych, a władze wciąż ukrywają niewygodne dla siebie fakty. Stąd już tylko chwila do stwierdzenia, że brak dowodów potwierdza naszą słuszność, wmawiamy sobie dodatkowo, że jesteśmy oszukiwani.

Teorie spiskowe idealnie nadają się do celów propagandowych np: faszyzm, który doskonale zmanipulował dużą część ludzkości przeciwko drugiej, lub też popularyzowane teorie przez okres PRL, gdzie idea innego życia różniącego się od narzuconego schematu, była niszczona podsycaną nienawiścią. Łatwo takie teorie przyswoić, bo opisać je może w kilku krótkich hasłach dzieląc na „ich” i „nas”. Wszelkiego rodzaju teorie spiskowe w prosty sposób tłumaczą też nawet najbardziej zawiłe problemy, z którymi sobie nie radzimy, dzięki czemu mogą być przyjęte przez masy. Nie wymagają dowodów i logicznych wyjaśnień, więc mogą uwiarygodniać nawet najbardziej absurdalną tezę.

Teorie spiskowe przetransferowane na grunt polityczny skutkują niewiarygodnym rozwojem wielu koncepcji interpretujących wielorakie klęski, i ważne polityczne wydarzenia. Stoi za nimi nie przypadek, rzeczywisty układ sił czy polityczna pragmatyka, ale spisek: masonów, Żydów, służb specjalnych itp. W takiej koncepcji stosunkowo niewielka grupa ludzi jest w stanie wpływać na niezwykle nieskończony teatr wydarzeń. Co ważne, ich wpływ jest zawsze negatywny i nigdy nie używają oni swojej enigmatycznej wpływowej siły w celach pozytywnych.

Nieodzownym przyjacielem takich spisków jest internet, na bazie wiedzy zdobytej w internecie, nie wychodząc z domu, a wiec w zasadzie wychodzenie z domu i konfrontowanie faktów, jest tu nawet niewskazane, bo, po co? Powstała większość zachodnich teorii spiskowych. Najlepszym przykładem jest tu „Moon hoax” teoria opierająca za sfałszowaniem misji Apollo 11, praktycznie w całości oparta na materiałach udostępnionych przez NASA. „Moon hoax” nosi w sobie tą zaletę, iż prawie każdy może poczuć się odkrywcą teorii spiskowej, lub jak to prędzej opisałem odkrywcą skarbu, w tym celu wystarczy poprzeglądać trochę zdjęć z lądowania na księżycu, plotąc bzdury o cieniach, wietrze i odpiciach. Istnieje również inna teoria, że nie istnieją żadne dowody na lądowanie na księżycu, w tym przypadku piję tu do człowieka, z którym miałem okazje dyskutować na pewnym forum, potem przeczytałem jego artykuły i przeczytałem pewien ciekawą teorię głoszącą właśnie, że kamienie z księżyca przywiezione na ziemie nie są z księżyca. Oczywiście on trzymał owe kamienie w dłoni dokładnie zbadał i jest przekonany, bo jak inaczej mógłby stwierdzić z całą pewnością, że te kamienie są fałszywe siedząc w domu przed komputerem i szukając tylko informacji w sieci?

Internet jest gigantyczną kopalnią różnych nonsensów, a ludzie tego pokroju zafascynowani fałszywym El dorado, wyruszają na swoją przygodę życiową, nie mogą być przecież gorsi od innych, więc też coś znajdują, mam nadzieje, że opłaca się marnować czas, ale ja osobiście nie zamierzam kopać w poszukiwaniu bzdur dla domorosłych ignorantów.

Teorie spiskowe to idealny materiał na scenariusze filmowe czy fabuły książek, lubimy je oglądać na ekranie, dlatego ludzie podatni na sugestie, podświadomie zaczynają utożsamiać się z fikcją, i chcą wziąć w czymś takim udział, wydaje im się, że są w stanie przy pomocy dostępu do netu dokopać się do własnego skarbu. Może, więc mniej filmów tego typu, a więcej innych rozrywek, do pewnych rzeczy musimy być przystosowani, musimy zdawać sobie sprawę, gdzie jest granicą, którą chcemy świadomie przekroczyć.

Kto się wysnuwa przed szereg i najgłośniej kreuje przeróżne teorie spiskowe, dziennikarze nakręcając koniunkturę swojego pisma oraz zarabiający na owych artykułach, jest też szara strefa, czyli blogrzy-blagierzy, którzy chcą dodać pikanterii swoim tekstom podsycając, co chwila swoje marne teksty, pikantnymi dodatkami niby zdobytymi w ostatniej chwili w niewyjaśnionych okolicznościach itd. W rzeczywistości między porcją obiadu a podwieczorkiem, nie ruszając się z czterech ścian swojego domu, ten specjalista od szukania swojego upragnionego skarbu, trafił na inny blog, plotkę na jakimś forum, czy też przekręcił kilka rzeczy, w wiadomym celu, aby był bardziej szokującym, wiarygodnym no i czytelnym, w końcu nie robią tego tylko dla zabicia nudy, chcą pochwalić się swoim skarbem.

Można też podać za przykład pisarza kilku powieści Dana Brown, który swoimi książkami doprowadził do sporego zamieszania, Watykan wiele razy musiał wypowiadać się na temat jego powieści, którą ludzie przyjęli, jako źródło faktów a nie fikcji.

To wszystko to nic innego jak jedna wielka manipulacja dla gawiedzi, więc zastanów się, kim jesteś? Historykiem szukającym prawdy? Czy też kiepskim śmiesznym archeologiem szukającym swojego upragnionego skarbu?

>>>> Oto kilka cytatów z ciekawej literatury <<<<

Patricka Lemana,( autor wielu książek o tematyce socjologicznej, oraz psychologii rozwojowej, ) twierdzi iż wyznawcami spiskowej teorii dziejów są osoby o niskim statusie, uważający się za ofiary społecznej dyskryminacji.

. Michael Barkun, profesor nauk politycznych w Katedrze Maxwella na Uniwersytecie Syracuse, autor Kultury spisku – apokaliptycznych wizji we współczesnej Ameryce twierdzi, że w ostatnich latach „poglądy kiedyś głoszone przez publiczność z marginesu stały się udziałem masowych mediów”. I rzeczywiście, półki w kioskach i „salonach prasowych” uginają się od pism, które w bardziej lub mniej zawoalowany sposób przedstawiają czytelnikom obraz świata rządzonego przez wyrafinowanych graczy, którzy podporządkowali sobie nie tylko polityków, agencje wywiadowcze, ale całe państwa i narody. Mało tego, nawet istoty z obcych planet!

niedziela, 7 października 2012

Z cyklu dlaczego kościół nas zawsze dyma

1772 - trawiona ciągłymi spiskami, zdradą i ''liberum veto'' Rzeczpospolita padła ofiarą I. Rozbioru. Nie mniej interesy kleru i magnaterii nie zostały zagrożone.

3. maja 1791 - po dziesięcioleciach bezchołowia, panoszenia się szlachty i kleru sejm Najjajśniejszej uchwalił nową konstytucję, która była pierwszą w Europie i drugą na świecie (po konstytucji amerykańskiej z 1787) nowoczesną, spisaną na papierze ustawą zasadniczą.

Kuria rzymska i polski kler wpadła w panikę. Obawiano się, że Polacy nie poprzestaną na Konstytucji, lecz pójdą dalej i pozbawią kler wszelkich funkcji państwowych i zlikwidują jego przywileje, a także położą rękę na jego majątku, a księży przeniosą na państwowe etaty (co już częściowo miało miejsce po uchwaleniu w roku 1789 przez Sejm Wielki ustawy przeznaczającej dochody z diecezji krakowskiej na wojsko polskie).

24. lutego 1792 - przerażony papież Pius VI dał Rosji zielone światło do wojny z Polską i jej kolejnego rozbioru, kierując brewe dziękczynne do Katarzyny II, w którym nazywał ją ''heroiną stulecia'' i sławi jej podboje. Wśród nich wymienił I. Rozbiór Polski. Powstańców Powstania Listopadowego nazwał warchołami, wichrzycielami i buntownikami i ekskomunikował ich, a klerowi polskiemu nakazał, by przekonywał Polaków, że władza cara pochodzi od Boga i należy ją uznawać. Księża zaczynają denuncjować co bardziej rewolucyjnych Polaków zaborcom.

Katarzyna II zareagowała niezwłocznie wspierając polskich przeciwników reform, magnatów (ultrakatolicki beton) i dostojników kościelnych, którzy 27 kwietnia 1792 zebrali się w Petersburgu (!) i wkrótce ogłosili manifest unieważniający Konstytucję 3-go maja oraz wzywają Rosję do zbrojnej interwencji w Polsce. W celu zatajenia faktu, że spisek zawiązano w Petersburgu manifest opatrzaja datą 14 maja i ogłaszają w Targowicy na Ukrainie.

Siedmiu biskupów i Prymas należy do "Targowicy" (w proteście przeciw Konstytucji 3-go Maja). Prymas Michał Jerzy Poniatowski, bp. Chełmski Wojciech Skarszewski, bp. Żmudzki Jan Stefan Giedroyć, bp. Poznański Antoni Onufry Okęcki, bp. Łucki Adam Naruszewicz, bp. Wileński Ignacy Jakub Massalski, bp.Inflancki Józef Kossakowski, bp. Przemyski Michał Sierakowski.

O takich kreaturach jak Szczęsny Potocki, Xawery Branicki, czy Seweryn Rzewuski lepiej nie wspominać! A całej tej bandzie błogosławi i życzy powodzenia na tzw. Konfederacji Obojga Narodów - Targowiczan Litwy i Polski, papież Pius VI. W kościołach warszawskich czytano list pasterski biskupa Okęckiego z 2. września 1792, w którym wzywał do modłów ''ażeby Bóg błogosławił pracom konfederacji generalnej dla dobra ojczyzny podjętym''.
Podczas insurekcji kościuszkowskiej dnia 9 maja 1794 wokół ratusza warszawskiego zbebrał się kilkutysięczny tłum do którego przemawiał sekretarz Hugona Kołłątaja Kazimierz Konopka, nawołując do powieszenia zdrajców.
Powstańcy Kościuszki okazali swoją dojrzałość i patriotyzm, gdyż powiesili na szubienicy tylko biskupa Kossakowskiego oraz biskupa Massalskiego, a prymas Poniatowski zażył truciznę w cieniu budowanej dla niego szubienicy. Wszyscy trzej byli płatnymi kolaborantami cara Rosji (znaleziono u nich pokwitowania za pieniądze od carskich agentów). Podczas Powstania Styczniowego, na wschodnich kresach zniewolonej Polski, powstańcy powiesili kilkudziesięciu księży katolickich, którzy zdradzili ich carskiej „ochranie”.

Prymas Jan Paweł Woronicz koronował na króla Polski cara Mikołaja!

Przez cały okres rozbiorów zarówno zwykli księża jak i hierarchowie regularnie kolaborowali z zaborcami denuncjując nieposłusznych ich interesom mieszczan i chłopstwo. Wielu podobnie jak Kościuszko uszło za granicę lub zostało wywiezionych na Sybir.

W latach 1881 - 1885 Watykan zawarł konkordaty z trzema zaborcami Polski: Austrią, Rosją i Prusami. Stały się one dla Polaków pod zaborami ponurą zasadą trójlojalności, co stawiało naszych rodaków w tragicznej sytuacji. W zależności od zaboru, Polacy musieli być wierni i posłuszni swoim panującym, nie wyłączając tu służby w ich armiach i strzelania do siebie.

Zadziwia zgodność negatywnej polityki kolejnych papieży wobec Polski. Papież Leon XIII (1878 - 1903) ściskając i błogosławiąc Wilhelma II (1888 - 1918) ślubował mu dozgonną wierność w imieniu katolików. Osobną encykliką zobowiązał biskupów do wierności wszystkim zaborcom w zależności od właściwości miejscowej.

Wezwania Leona XIII do umierania w interesie zaborców Polski: Niemiec i Austrii, ponowił papież Pius X (1903 - 1914) encykliką z 3 grudnia 1905. Powtórzył on za swoim poprzednikiem, że ''poddanych obowiązuje cześć i wierność swoim książętom tak, jak Bogu''.

Po wybuchu I wojny światowej, Watykan absolutnie nie był zainteresowany odrodzeniem niepodległej Polski w jej historycznych granicach. W obozie państw centralnych istniały dwa projekty odnoszące się do sprawy Polski. Watykan popierał koncepcję austriacką, mówiącą o połączeniu Galicji i ziem zaboru rosyjskiego w odrębne królestwo, pod berłem Habsburgów. Ponieważ wojna, (wbrew pobożnym życzeniom papieża), przyniosła klęskę Austro - Węgrom, wówczas Stolica Apostolska zaczęła popierać zamiary niemieckie, optujące za utworzeniem państwa polskiego, powiązanego bardzo ściśle z niemiecką monarchią, ale ograniczonego do obszarów byłego zaboru rosyjskiego, a więc zgodnie z niemieckimi planami tzw. Królestwa Polskiego. Watykan kierował do narodu polskiego będącego pod zaborami apele o dochowanie wierności i posłuszeństwa ''prawowitej władzy'', propagując przy tym zasadę trójlojalizmu, czyli bezwzględną uległość wobec zaborców.

Sytuacja militarno - polityczna w Europie wskazywała, iż niepodległość Polski to kwestia czasu. Aktem z 5 listopada 1916 zostało utworzone z części ziem byłego zaboru rosyjskiego kadłubowe Królestwo Polskie, ściśle związane z cesarstwem niemieckim. Utworzono Tymczasową Radę Stanu, przekształconą następnie w Radę Regencyjną, która w istocie swej była narzędziem w rękach niemieckich. Abp. Aleksander Kakowski znany z lojalności wobec rosyjskiego zaborcy, dla ''dobra'' Polski łaskawie przyjął urząd Regenta, w roli którego wykazał się jako gorący zwolennik Niemiec.

Nie można nie zauważyć uzależnienia Rady Regencyjnej od papieża Benedykta XV, skoro uznała ona za ''najpierwszy i najświętszy obowiązek'' zapewnić go o lojalności i uległości. Słowa pełne pokory i poddaństwa zawarte zostały w liście Rady Regencyjnej do papieża w dniu 29 października 1917. Papież docenił zasługi Kakowskiego dla polityki Watykanu. Orędziem z 15 października 1918 poinformował go, że na najbliższym konsystorzu otrzyma kardynalską purpurę, co miało być ''nowym węzłem, który jeszcze ściślej złączy Polskę ze Stolicą św. Piotra''.

Po 125 latach niewoli, Polska odzyskała niepodległość 11 listopada 1918 roku. Stolica Apostolska darząc szczerą nienawiścią Józefa Piłsudskiego, znacznie później niż państwa zachodnie uznała ''de iure'' odrodzoną Polskę, a mianowicie dopiero 30 marca 1919 roku.

Jeszcze bohaterska Warszawa broniła się, a już 13 września 1939, biskup śląski, Stanisław Adamski, wydał do swoich parafian odezwę w języku niemieckim: ''Mili chrześcijanie! Współpracujcie uczciwie z władzami niemieckimi. Dopilnujcie jak dobrzy chrześcijanie i obywatele wszystkich ustaw i rozporządzeń niemieckich władz wojskowych i cywilnych. Zajmijcie się spokojnie waszą pracą domową. Ufajcie bezwzględnie organom mianowanym w waszej gminie przez władze niemieckie''. Aby Niemcy docenili jego gorliwość, Adamski zniósł liturgię, kazania oraz śpiewy w języku polskim. Nawoływał też do podpisywania volkslisty.

Podobną postawę przyjął biskup ordynariusz kielecki, Czesław Kaczmarek. ''Wzywam was, -- nawoływał wiernych -- abyście okazali się posłuszni względem władz administracyjnych we wszystkim, co się nie sprzeciwia sumieniu katolickiemu''. Jak twierdził, postępował zgodnie z zaleceniami Stolicy Apostolskiej.

Sandomierski biskup, Jan Lorek nie tylko nawoływał do posłuszeństwa wobec okupanta, ale apelował do wiernych, aby zgłaszali się na roboty do Rzeszy.

Siedlecki hierarcha, biskup Czesław Sokołowski zawieszał w czynnościach kapłańskich tych księży, którzy w jego ocenie mało z siebie dawali w służbie okupantowi.

Ksiądz Kruszyński, administrator diecezji lubelskiej, ogłosił w tekst, wzywając do walki ze Związkiem Radzieckim. Dla niego motywacją było ''stanowisko Stolicy Apostolskiej'' oraz encyklika Piusa XI ''O walce przeciwko komunizmowi''.

Poparcie Piusa XII dla hitlerowskiej napaści na Polskę znalazło swój wyraz w encyklice z 20 października 1939 r. Papież uznał, ją za ''walkę interesów o sprawiedliwy podział bogactw, którymi Bóg obdarzył ludzkość''.

Jak instrumentalnie traktował papież Pius XII posłannictwo Kościoła świadczy o tym wypowiedź Hitlera do najbliższych współpracowników z października 1940: ''Polakom nie będzie wolno podnieść się na wyższy poziom, ponieważ staliby się natychmiast komunistami. Dlatego jest rzeczą zupełnie właściwą, ażeby Polska zachowała swój katolicyzm. Księża powinni trzymać Polaków w głupocie i ciemnocie, co zupełnie odpowiada naszym interesom''.

Przyszłość pokazała, że Hitler nie mylił się... 30 września 1939 Pius XII przyjął na audiencji przedstawicieli polonii włoskiej, proszących chociaż o moralne wsparcie Polski. Papież odpowiedział im w języku niemieckim: ''Nie mówię wam, żebyście osuszyli łzy. Polska nie chce umierać. I tak jak kwiaty waszej ziemi, które oczekują pod grubą warstwą śniegu delikatnego powiewu wiosennego, tak samo wy powinniście czekać godziny niebieskiego pocieszenia''. Aż tyle miał do powiedzenia polskiej delegacji Pius XII.

Prymas Polski, kardynał August Hlond (1881-1948) był jednym z pierwszych, którzy uciekli z kraju po napaści Hitlera. 14 września 1939 przekroczył granicę polsko-rumuńską, a następnie po trzech dniach wyjechał do Rzymu. Jego dezercję usprawiedliwia się rzekomym zamiarem przedstawienia Piusowi XII tragedii ludności polskiej (skąd miałby o niej wiedzieć po zaledwie dwóch tygodniach okupacji tego nie wie nikt). Kard. Augustowi Hlondowi rzucano w twarz oskarżenia o hołdowanie hitleryzmowi oraz kolaborację z okupantem. Ale bodaj najpoważniejszym, był zarzut, że hojne dary chicagowskich Polaków w postaci złota, pieniędzy i kosztowności złożone na ręce Kościoła tuż przed wybuchem wojny, zostały "przeszachrowane" do Niemiec. Hlond zapewniał, że wszystkie dary osobiście przekazał do warszawskiej centrali Funduszu Obrony Narodowej..

Dzisiaj zakłamuje się rolę Watykanu i najwyższej hierarchii Kościoła w Polsce w okresie poprzedzającym uzyskanie niepodległości. Polscy biskupi katoliccy wraz z watykańskimi nuncjuszami i rosyjskimi ambasadorami doprowadzili do rozbiorów Polski, potem paktowali ze wszystkimi zaborcami tylko nie z Polską, a dziś bezczelnie uważają się za obrońców Polski. Pilnują aby ''ich zasługi dla Polski'' nie były nigdzie upubliczniane i co raz mniej na szczęście im się to udaje. Mocno wybielają historię wciskając ludziom o rzekomych swych zasługach dla kraju i zbawiennej wręcz roli dla przetrwania polskości podczas rozbiorów.

środa, 3 października 2012

Prawicowa Hipokryzja

Marek Kuchciński - pseudonim ‘Członek’, w latach siedemdziesiątych związany z bandą ‘Mundka’ okradającą apteki żeby zdobyć narkotyki.
Pan Poseł również przez 14 lat nie respektował prawomocnego wyroku sądu...

Kuchciński - pseudonim 'Członek'
Od Przyszedł do mnie i powiedział, że chce się do hipisów zapisać na członka" - opowiadał dziennikarzom "Mundek". Takim wstępem dzisiejszy poseł zdobył sobie pierwszy pseudonim - Członek. "Pamiętam, że Marek był też nazywany Penelopą, ale to przezwisko jest nie ze środowiska hipisowskiego. Tak go nazwali, bo udzielał się w kabarecie. Grał Odysa i musiał krzyczeć: "Penelopo, otwórz, to ja!". To było u nas w domu kultury na osiedlu Kmiecie" - dodaje jego znajomy z tamtych czasów, też były hipis. "Marek grał na kongach" - wspomina.

Kipisz u Kuchcińskich
Późniejszy szef klubu Prawa i Sprawiedliwości "na członka" zgłosił się jednak nie do niewinnej grupy dzieci kwiatów, ale do narkomanów, którzy dla zdobycia towaru byli skłonni popełnić każde przestępstwo.

"Z przemyskiego więzienia wyszedł recydywista Stanisław W. Był z Krakowa, ale postanowił zostać w Przemyślu i zamieszkał na prywatnej kwaterze u Kuchcińskich na Matejki" - opowiada były milicjant z sekcji kryminalnej przemyskiej komendy. Wkrótce okazało się, że W. włamał się do dwóch domów noclegowych PTTK i milicja weszła do mieszkania Kuchcińskich na przeszukanie.

"Zrobiliśmy kipisz, bo szukaliśmy fantów z tych włamań, ale znaleźliśmy jeszcze coś - morfinę" - wspomina milicjant. Okazało się, że W. razem z "Dyszlem" i "Mundkiem" fałszowali recepty, m.in. na morfinę i krople Inoziemcowa, które potem kupowali i rozprowadzali w grupie hipisowsko-narkomańskiej. Druki recept wykradł ojcu syn przemyskiego lekarza.
Sprawa trafiła do sądu.

"A Kuchciński?"

"Wtedy był "nielat". Na słomianej macie w jego pokoju były poprzypinane opakowania po herbacie z Peweksu. Myśleliśmy, że coś kombinuje z tą herbatą, parząc jakieś czaje (niezwykle mocne wywary). Nie mieliśmy jednak dowodów, że bierze twarde narkotyki. Przeprowadzaliśmy z nim wtedy rozmowy ostrzegawcze" - opowiada milicjant.

Śmierć w bramie
Wraz z modą na hipisów młodzieńcy i dziewczyny zapuścili długie włosy, założyli wąskie spodnie albo dzwony i zaczęli szukać narkotyków. Dostęp do nich w PRL nie był łatwy, wąchali więc klej, palili trawkę, haszysz, a niektórzy gotowali
wywary z makówek i tak otrzymany kompot wstrzykiwali sobie w żyły. Popularne były też wtedy leki o odurzającym działaniu, które trzeba było jakoś zdobyć.

"Tu chodziliśmy do szkoły, chociaż ja byłem w niższej klasie" - opowiada jeden z sąsiadów Kuchcińkich, wskazując w stronę Liceum im. Słowackiego. Rozmawiamy w przemyskiej restauracji. "Nikt z nas wtedy nie wiedział, co to narkotyki. Kiedy zaczął się ruch hipisów, widzieliśmy ich inny ubiór, długie włosy. Potem okazało się, że to grupa jakichś lekomanów, którzy włamują się do aptek. Sprawa stała się głośna. Na wiosnę 1975 rooku pisały o niej gazety, bo wśród zamieszanych były tzw. dzieci z dobrych domów. To z nimi trzymał się Marek" - wspomina.

"Dzidka" miała 17 lat. W kwietniu 1975 roku zmarła w bramie przu ul. Chopina. Dziesięć minut wcześniej dwójka kolegów narkomanów wstrzyknęła jej krople Inoziemcowa. Sami mieli je wziąć zaraz po niej. Już tego nie zrobili. Przestraszyli się. Śmierć młodej dziewczyny wstrząsnęła wtedy miastem. "Życie Przemyskie" napisało o niej reportaż "Niedokończone życie".

"Kilka tygodni wcześniej do sądu poszedł akt oskarżenia przeciwko 14 chłopcom i dziewczynom w wieku od 17 do 22 lat, którzy zażywali narkotyki. Nie pomogły rozmowy ostrzegawcze milicjantów z młodzieżą i rodzicami" - informował tygodnik. Akt tych spraw próżno jednak szukać w przemyskich prokuraturach, sądach i na policji. - Materiały z tamtych czasów zostały już zniszczone. Minęło przecież 30 lat - usłyszeliśmy we wszystkich tych instytucjach.

Po śmierci "Dzidki" milicja ostro wzięła się za środowiska hipisowsko-narkomańskie. Za nieumyślne spowodowanie śmierci sąd skazał tylko dwójkę narkomanów, którzy podali jej zastrzyk. Skąd dziewczyna wzięła krople Inoziemcowa, nie ustalono. "To nie było nasze towarzystwo" - podkreśla były hipis z grupy "Mundka" zapytany o sprawę "Dzidki". "Do nas należeli , , . Kręcił się koło nas też Marek i jego siostra" - przyznaje.

"Mundek" fałszuje recepty
"Zatrzymywaliśmy tego "Mundka" chyba kilkadziesiąt razy. Miał taki pokój zrobiony na czerwono, jak piekło. Raz mi się pociął żyletką" - wspomina śledczy z tamtych czasów.

Milicjanci z sekcji kryminalnej pamiętają, że u "Mundka" zawsze było parę osób. Niektórzy, choć wtedy ćpali, wyszli na ludzi. Pokończyli studia i są teraz znanymi malarzami czy grafikami. "To nie było zwykłe ćpanie. My mieliśmy własną ideologię, której częścią były narkotyki" - wspomina uczestnik tamtych spotkań, dziś szanowany obywatel Przemyśla.

Te idealistyczne wspomnienia burzą jednak przypadki śmierci z przedawkowania i z powodu źle zrobionego zastrzyku - kiedy do żyły dostało się powietrze. Także w grupie "Mundka" zdarzały się tragedie.

"W namiocie nad Sanem znaleźliśmy dwa trupy. Widywaliśmy tych młodych ludzi wcześniej u . Okazało się, że wstrzyknęli sobie wywar z makówek" - opowiada były milicjant.

Jego zdaniem grupa "Mundka" miała dwa główne sposoby na na zdobycie narkotyków: opisane już fałszowanie recept albo włamania do aptek.

"Dostałem wyrok w 1976 roku za włamania do aptek" - przyznaje DZIENNIKOWI Edmund Gorzelany. Takiej sprawy nie udało nam się odnaleźć. W lubelskim sądzie rejonowym dowiedzieliśmy się jednak, że w 1976 roku "Mundek" został zatrzymany i skazany za podrabianie recept na krople Inoziemcowa.

Prywatna sprawa posła
O Marku Kuchcińskim Gorzelany nie chce jednak rozmawiać. "Ale znamy się" - przyznaje. "Zawsze rękę podniesie, jak jedzie lancią. Potwierdza tylko, że coś brali i Marek też".

"Ojciec Kuchcińskiego przychodził do mnie i żalił się, że nie wie, co ma zrobić, żeby Marka wyprowadzić na ludzi. Żeby zostawił te narkotyki i to towarzystwo" - opowiada DZIENNIKOWI Stanisław Żółkiewicz, były wicewojewoda przemyski i prezes Stowarzyszenia Obrońców Pamięci Orląt Przemyskich.

Sam Marek Kuchciński unika jak może rozmów na temat swojej młodości. Przez dwa tygodnie zwodził nas, odwlekając spotkanie, a przez telefon, pytany o narkotyki, próbował przekonywać: "To moja prywatna sprawa".

Ps. Jako wicewojewoda Kuchciński po cichu wydzierżawił prawie 90 hektarów państwowej ziemi. "Po cichu", bo kiedy w kampanii wyborczej w 2001 r. lokalne gazety zapytały kandydatów na posłów o stan posiadania, Kuchciński o żadnych łąkach nawet nie wspomniał. Jak wynika z oficjalnych informacji rzeszowskiego oddziału Agencji Nieruchomości Rolnych, Marek Kuchciński również wydzierżawił w 2000 r. prawie 33 hektary pól w Wapowcach pod Przemyślem. Kiedy w październiku 2001 r. Kuchciński został posłem PiS, łąki w Bieszczadach oddał Agencji. Zupełnie coś innego poseł PiS zrobił jednak z polami w Wapowcach. Położone malowniczo pod lasem ziemie za zgodą Agencji scedował na Edmunda Gorzelanego, ps. Mundek, swojego guru z czasów hipisowsko-narkomańskiej przeszłości.
"Dlaczego zrobił pan taki prezent Gorzelanemu?" - zapytaliśmy posła Kuchcińskiego. Odesłał nas do Agencji Nieruchomości Rolnych, "bo to ona podejmowała decyzję" i do... Gorzelanego.
"Dlaczego poseł zrobił cesję dzierżawy na pana?" - pytamy "Mundka". "Bo go poprosiłem. Myślicie, że jestem taki naiwny, żeby wam się przyznać, że jestem słupem Marka Kuchcińskiego" - odpowiada Gorzelany, w swoim mniemaniu, dowcipnie.
Ciekawe, czy jeżeli Marek Kuchciński poprosi, to Gorzelany zrobi cesję dzierżawy na powrót na niego?



Posłowi się upiekło!
Poseł Marek Kuchciński przez 14 lat nie respektował prawomocnego wyroku sądu...

Poseł PiS Marek Kuchciński mówi, że dyrektora Liceum Plastycznego w Jarosławiu Józefa Kalinowskiego nie zna
Na trzy dni przed pierwszymi demokratycznymi wyborami parlamentarnymi w nowej Polsce, 23 października 1991 r., na łamach naszego tygodnika, w specjalnym dodatku wyborczym (nr 43) ukazało się ogłoszenie następującej treści: ?Zarząd Wojewódzki Porozumienia Centrum w Przemyślu informuje, że przeciwko Józefowi Kalinowskiemu, kandydatowi do Sejmu, prokuratura prowadzi postępowanie dowodowe?.
Szefem przemyskiego Porozumienia Centrum w tamtym czasie był obecny poseł PiS, były szef klubu parlamentarnego tej partii Marek Kuchciński. Józef Kalinowski zaś startował do Sejmu z listy nieistniejącego już Chrześcijańsko-Demokratycznego Stronnictwa Pracy. Józef Kalinowski: rzeźbiarz, nauczyciel w Liceum Plastycznym w Jarosławiu (obecnie dyrektor tej placówki), działacz pierwszej ?Solidarności?, wydawca lokalnej wersji bliuletynu Odnowa, członek Klubu Inteligencji Katolickiej z wynikiem 850 głosów do Sejmu nie wszedł. Nie udało się to także jego adwersarzowi.

16 rozpraw
We wspomnianym ogłoszeniu nie podano żadnych szczegółów. Ani jaka prokuratura prowadzi postępowanie, ani czego ono dotyczy. Nie było ich, bo żadnego postępowania żadna prokuratura przeciwko Józefowi Kalinowskiemu nie prowadziła. Ten postanowił więc oddać sprawę do sądu, która rozpatrywana była przez prawie dwa lata. Odbyło się aż 16 rozpraw, na których M. Kuchciński nie pojawił się ani razu. 9 listopada 1993 r. przed Sądem Okręgowym w Przemyślu zapadł wyrok w tej sprawie. Wyrok skazujący zarząd przemyskiego PC. Sąd uznał, że doszło do naruszenia dóbr osobistych J. Kalinowskiego i nakazał członkom Zarządu Wojewódzkiego PC w Przemyślu ? Zygmuntowi Grzesiakowi i Markowi Kuchcińskiemu ? odwołać ?nieprawdziwe zarzuty opublikowane w dodatku wyborczym do tygodnika Życie Przemyskie (nr 43 z dnia 23 października 1991 r.) pod adresem powoda Józefa Kalinowskiego?, poprzez umieszczenie na łamach naszego tygodnika stosownego oświadczenia i oddanie pokrzywdzonemu 24 tys. zł tytułem zwrotu kosztów procesu. Nakazał im też dokonanie wpłaty na konto Polskiego Czerwonego Krzyża 1 mln zł (przeliczając na dzisiejsze złotówki, Z. Grzesiak i M. Kuchciński powinni byli zapłacić łącznie 9 tys. zł ? przyp. MG). 9 grudnia 1993 r. wyrok się uprawomocnił. W lutym 1994 r. wyrok uzyskał klauzulę wykonalności. Od tej pory rola sądu się skończyła.

Poseł zlekceważył wyrok
9 listopada br. minęło już 14 lat od ogłoszenia wyroku. Wyroku, który nigdy nie został wykonany. Marek Kuchciński nigdy nie opublikował na łamach naszego tygodnika oświadczenia, odwołującego nieprawdziwe zarzuty w stosunku do J. Kalinowskiego i nigdy nie zapłacił 9 tys. zł. W 2001 r. został posłem i od tego czasu chronił go immunitet.
Józef Kalinowski uważa, że poseł po prostu olał ten wyrok. Oddając sprawę do sądu, miał nadzieję na przeprosiny, które zdjęłyby z niego cień przestępcy. Od tamtego czasu jest z dala od polityki, a gdy widzi w telewizorze M. Kuchcińskiego z miejsca wyłącza urządzenie. Kilka miesięcy od uprawomocnienia się wyroku poprosił komornika o wyegzekwowanie należności. Ten jednak zażądał wpłaty z góry 25 procent ściąganej sumy jako opłaty za jego pracę. Zrezygnował, bo nie miał tylu pieniędzy. W ciągu 14 lat tylko raz stanął oko w oko z posłem Kuchcińskim. Dyrektor jarosławskiego ?plastyka? nie wie, czy udawał, że go nie poznaje, czy nie, ale nie ukłonili się sobie.

Już nic nie musi?
Poseł Kuchciński nie przeprosił i nie zapłacił i już nie musi tego robić. Wyrok po 10 latach uległ przedawnieniu. ? Obowiązkiem każdego skazanego jest wywiązanie się z prawomocnego wyroku. Każdy powinien go uszanować. Ten wyrok był z powództwa cywilnego, więc o jego wyegzekwowanie musiał postarać się powód, składając odpowiedni wniosek o egzekucję komorniczą ? mówi rzecznik Sądu Okręgowego w Przemyślu Lucyna Oleszek. ? Każde wykonanie wyroku, tak w postępowaniu karnym, jak i cywilnym, ulega przedawnieniu. W wypadku tejże sprawy nastąpiło przedawnienie po upływie 10 lat. To sprawia, że nie można już dochodzić tego roszczenia ? podsumowała L. Oleszek.

Ja tego pana nie znam
Zapytaliśmy posła M. Kuchcińskiego, dlaczego nie wywiązał się z prawomocnego wyroku, dlaczego go nie uszanował. Odpowiedział bardzo lapidarnie: ? Tę sprawę pozostawiam adwokatom. Nie złożyłem odwołania od wyroku ze względów technicznych. Ja tego pana w ogóle nie znam. Ubolewam, że dziennikarze zajmują się jeszcze tą sprawą, że ich to tak interesuje. Jest przecież tyle ważniejszych spraw.



niedziela, 30 września 2012

Marsz zombi.

   Każdy kto widział ten idiotyczny marsz mógł odnieść wrażenie, że na ulice wyszły zombi. Wolno z mozołem ciągnęli nogę za nogą z okrzykiem mózg, mózg, mózg, a mózg oczywiście nie odpowiadał na ich wołanie. Zresztą nawet gdyby odpowiedział i tak efekt byłby taki sam. Bezmyślność tego marszu jest oczywista, efekt zerowy, jeżeli gdzieś odbywają się przeróżne marsze bije od nich siła, potęga oraz chęć życia, tu było widać, że finał może skończyć się tylko na cmentarzu w celu dokonania aktu tragedii ich bezsensownego jałowego życia.

   Hiszpańską tradycją jest corrida, Włosi mają pizze, amerykanie, myszkę miki, coca colę oraz Paris Hilton, Rosjanie mają matrioszkę, szkopy mercedesy i oktoberfest, Egipcjanie piramidy i sfinksy a my mamy tradycję kopania w glebie w celu wykopania kolejnego zombi i wykorzystywania go w polityce.

   Jako krytyk tego typu działania czuje oburzenie jednak czuje też niedosyt i pragnienie, a wręcz domagam się powtórek, nic tak nie bawi w politycznym show, jak kolejny odcinek zombi na wycieczce autobusowej w centrum stolicy. Gdyby tak jeszcze podkręcili atmosferę, sequele mają to do siebie, że bez lepszego scenariusza kiepsko się sprzedają. Chociaż w przypadku zombi nie ma to dużego znaczenia, powtarzanie tym samych haseł w zupełności wystarczy.

środa, 19 września 2012

Winny winny winny winny

*Ksiądz Antoni W. były proboszcz parafii Świętych Apostołów Szymona i
Judy Tadeusza w położonych na obrzeżach Olsztyna D. (diecezja
warmińsko-mazurska), skazany na 3,5 roku wiezienia za płatny seks z
14-letnimi chłopcami.

* ks. Zbigniew Sz. zasłynął z tego, że jako proboszcz parafii w P.
(diecezja siedlecka) "wielokrotnie doprowadził pięć małoletnich
uczennic klas I-III szkoły podstawowej do poddania się czynnościom
seksualnym", za co został skazany na 2 lata więzienia

* ks. Krzysztof Kiwitt był do niedawna proboszczem parafii św. Jakuba
Apostoła w M. (archidiecezja gdańska). "Oddany Kościołowi i jego misji
ewangelizacyjnej kapłan, żarliwy duszpasterz ofiarnie niosący
Chrystusa innym. Nauczyciel, wychowawca dzieci i młodzieży, wytrwały
orędownik jej formacji katolickiej poprzez sumienne katechetyczną
pracę. Inicjator Oazowego Kręgu Młodzieżowego i rekolekcji dla
młodzieży" - reklamował się wielebny. Mimo tych "okoliczności
łagodzących" Sąd Rejonowy w Wejherowie skazał go na 3,5 roku więzienia
za seksualne "formowanie" 14-letniej dziewczynki

* Zakonnik Krzysztof P. z klasztoru oo. Franciszkanów w P.,
(archidiecezja gnieźnieńska), którego tajny proces przed Sądem
Rejonowym w Inowrocławiu ani chybi zakończy się skazaniem, bo
obciążających mnicha dowodów na "obcowanie płciowe z małoletnim
poniżej lat 15" jest aż nadto. Ofiarą padł ministrant, który "traktuje
wielebnych jak autentycznych bezpośrednich łączników z Panem Bogiem",
- Tym większy więc przeżywał dramat, że jeden z nich wyładowywał na
nim swoje chore chucie seksualne

* ks: Waldemar B., zgarnięty przez policję z plebani parafii Matki
Bożej Różańcowej w W. (diecezja bydgoska). Był tam wikariuszem i
nauczycielem religii w miejscowym gimnazjum. Trafił za kratki, bo
nocując u bogobojnej samotnej parafianki, molestował jej 9-letnicgo
syna. Szans na uniknięcie kastracji może upatrywać w fakcie, że obyło
się bez penetracji. "Myślał, że dzieciak twardo śpi i folgował sobie,
ocierając się o jego nagie ciało. Ponadto sfilmował tę perwersje" ?
ujawnił mediom prokurator

* ks. Roman B. zakonnik z Towarzystwa Chrystusowego dla Polonii
Zagranicznej. Jeszcze w czerwcu 2008 r. był wikariuszem parafii św.
Józefa w St.S. oraz prefektem gimnazjum katolickiego. Jego przełożeni
już wiedzieli, że coś się święci i skierowali konfratra na placówkę do
Anglii. Nie zdążył wyjechać. Trafił do aresztu za stosunki seksualne z
14-letnią kochanką, którą zaczął; deprawować dwa lata wcześniej.
"Ksiądz młody, o bardzo dobrym kontakcie z młodzieżą, wbrew pozorom
znakomicie odnajdujący się w temacie czystości'' - reklamowali mnicha
organizatorzy pielgrzymek . "Chciałbym wylizać twoje soczki" - pisał
ks. Roman w SMS-ach do kochanki

* Na osiem lat więzienia skazał Sąd Rejonowy w St.S.
(Zachodniopomorskie) księdza Romana B. za utrzymywanie stosunków
seksualnych z 13-latką - poinformowała rzeczniczka Sądu Okręgowego w
Szczecinie sędzia Elżbieta Zywar.
Jak dodała, sąd nie zastosował nadzwyczajnego złagodzenia kary,
ponieważ nie dopatrzył się w czynie oskarżonego żadnych okoliczności
łagodzących, mimo że biegli sądowi orzekli, iż duchowny ma ograniczoną
poczytalność.
Sąd wskazał na wielką krzywdę, jaką ksiądz uczynił nieletniej -
podkreśliła sędzia Zywar.

* ks. Piotr D. - były proboszcz parafii św. Ducha we wsi W.
(archidiecezja warszawska) i nauczyciel religii w S. W październiku
2007 r. skazany na dwa lata wiezienia za molestowanie seksualne
chłopca, którego od 9 roku życia uczył "anatomii" i przeprowadzał na
nim doświadczenia mające uprzytomnić dziecku, co może zdziałać ręka w
majtkach

* ks. Stefan S. rezydent w parafii św. Wojciecha we wsi K. (diecezja
radomska), trafił do aresztu decyzją Sądu Rejonowego w P. za gwałt z
użyciem przemocy ."Może mieć nadzieję na uratowanie swojej "męskości",
bo jego niepełnosprawna ofiara miała już ponad 15 lat.

* ks. Krzysztofa Sz. Byłego wikariusza parafii Świętej Marii Magdaleny
w Cz. (diecezja pelplińska), którego uratowało przed więzieniem
niespełna półtora miesiąca. Zaledwie tyle czasu upłynęło od 15 urodzin
uwiedzionej przez niego uczennicy

* ks. Marka B., niegdysiejszego wikariusza parafii Miłosierdzia Bożego
w G. (diecezja zielonogórsko-gorzowska), który upił i wykorzystał
seksualnie ministranta za co zainkasował 6 miesięcy pozbawienia
wolności w zawieszeniu na 2 lata

* ks. dr. Dariusza K. z diecezji płockiej, byłego dyrektora
diecezjalnego Papieskich Dzieł Misyjnych i sekretarza krajowego
Papieskiej Unii Misyjnej, specjalizującego się też w molestowaniu
seksualnym dorosłych już kleryków seminarium duchownego

* ks. Wojciecha P. ze zgromadzenia zakonnego księży palotynów. "Szukam
młodego chłopaka do wspólnej zabawy. Szukam kogoś, kto lubi dominować,
a nawet ostrzejsze klimaty. Uwielbiam obciągać i lizać wszędzie, od
stóp w górę. Nie chcę analu" ? kusił uduchowiony wykładowca Wyższego
Seminarium Duchownego, próbując uwieść niespełna 16-letniego.
dzieciaka

* Absolutnym natomiast pewniakiem do kastracji jest były proboszcz ks.
Piotr T. z D. (woj. pomorskie, diecezja pelplińska). Został
prawomocnie skazany na 4 lata wiezienia za molestowanie seksualne
15-letniego ministranta oraz jego dwóch kolegów, namawianie
nastolatków do samobójstwa i podawanie im narkotyków. Z chłopięcego
haremu księdza korzystali również kościelny Waldemar G. oraz szef
ministrantów Tomasz J. Najmłodsza z ich ofiar miała 11 lat. W toku
śledztwa wyszło na jaw, że przed awansem na proboszcza ksiądz T. był
wikariuszem parafii św. Katarzyny Aleksandryjskiej w St.G., gdzie też
patronował siatce pedofilskiej wykorzystującej seksualnie
ministrantów.
Sąd Okręgowy w Słupsku skazał dewianta w drugim procesie na 3,5 roku
więzienia za wielokrotne nakłanianie ministranta do popełnienia
samobójstwa? aby nie wyszło że podawał mu narkotyki oraz
systematycznie wykorzystywał seksualnie.

* ks. Mirosław W. z archidiecezji lubelskiej, będąc wikariuszem
parafii pod wezwaniem Chrystusa Króla w T., m.in. "wkładał nogę
dziecka pod sutannę i onanizował się jego stopą" - czytamy w akcie
oskarżenia. Ta dziewczynka miała zaledwie 10 lat. Przez wiele miesięcy
nie można było wielebnemu przedstawić zarzutów, ponieważ arcybiskup
Józef Życiński wysłał go na "urlop zdrowotny". Gdy zupa się wylała,
hierarcha wysłał list do matki dziewczynki z przeprosinami, za
"nieodpowiedzialne zachowania" księdza Mirosława które "stały się
przyczyną cierpienia dziecka". I choć wikariusz - chcąc umknąć
kompromitującego procesu - dobrowolnie poddał się karze (5 lat
wiezienia

* ks. Andrzej S. jako wikariusz parafii Św. Wojciecha Biskupa
Męczennika w Sz. (diecezja tarnowska) ? i nauczyciel religii w
miejscowym gimnazjum, "działając czynem ciągłym, doprowadzał przemocą
małoletnią (...) poniżej 15 lat do obcowania płciowego oraz do
wykonania innych czynności seksualnych, w tym seksu oralnego..." -
orzekł sąd w Nowym Targu, wymierzając pedofilowi karę 3,5 roku
więzienia. Dziewczynka miała 13 lat, gdy po lekcjach, religii ksiądz
zaczął jej udzielać korepetycji z seksu. Matka dziecka zaalarmowała
kurię biskupią, skąd odesłano ja do diabła. Strony złożyły odwołanie
od wyroku.
Wyrok zapadł. Pięć lat spędzi w więzieniu ksiądz pedofil, który przez
dwa lata wykorzystywał seksualnie z trzynastolatką ze Sz.
Ksiądz Andrzej S. pracował w Sz. jako katecheta. W 2001 roku poznał
swoją ofiarę, trzynastoletnią uczennicę. Kolejne dwa lata trwał
związek pedofila z dziewczynką. Rodzice nastolatki dowiedzieli się o
sprawie z dużym opóźnieniem, w dodatku jeszcze rok zwlekali z
powiadomieniem o sprawie organów ścigania. Zdecydowali się na ten krok
dopiero, gdy córka zaczęła mówić o samobójstwie.

W 2006 roku sprawą zajęła się prokuratura. Usakralniony pedofil zwany
księdzem S. już wtedy nie pracował w Sz. Został przeniesiony do pracy
w innej parafii. Kurii nie udało się ukręcić łba sprawie. Niezłomna
prokuratura zakończyła śledztwo postawieniem duchownemu zarzutów:
gwałcenia małoletniej oraz wielokrotnego molestowania seksualnego.
Świętobliwy co nieco sąd pierwszej instancji uznał winę księdza i
wymierzył mu karę jedynie 3,5 roku więzienia. "Wielebny knur" odwołał
się od wyroku ? prokurator również. Zapadło kolejne, prawomocne
orzeczenie. Sąd Okręgowy zaostrzył karę bezwzględnego więzienia do 5
lat.

* O wiele więcej szczęścia miał ks. Zbigniew P. proboszcz parafii "św.
Bartłomieja w J. (diecezja opolska) skazany na rok więzienia w
zawieszeniu (!) na trzy lata za to, że sprowadzał sobie na plebanię
11-13-letnich chłopców z Domu Dziecka w Ch. oraz "całował ich w usta,
obmacywał po udach, pośladkach i narządach płciowych, a jednego z nich
onanizował"

* ks. proboszcz Marek K. z P. (archidiecezja wrocławska) usiłował
doprowadzić 14-letniego ministranta do "poddania się innej czynności
seksualnej" - jak to określiła prokuratura, a co faktycznie polegało
na onanizowaniu chłopca. W komputerze plebana policja znalazła ponad
240 filmów świadczących i zdjęć pornograficznych świadczących o jego
upodobaniach do seksu męsko-chłopięcego. Dostał za całokształt 2 lata
więzienia w zawieszeniu na 5 lat

* kanonik ks. mgr lic. Krzysztof Cz., e-mail: Adres usuniety sędzia
Lubelskiego Sądu Metropolitalnego i - z rekomendacji abpa Życińskiego
- członek Komisji Bioetycznej przy Okręgowej Radzie Lekarskiej,
namierzony przez specjalną jednostkę niemieckiej policji, zajmującą
się rozpracowywaniem stałych bywalców pedofilskiego portalu
internetowego

* ks. Jarosław N. (diecezja płocka), znany niegdyś organizator
wakacyjnego wypoczynku dla najuboższych dzieci, ujęty przez policję na
plebani parafii św. Maksymiliana Kolbego w P.

* ks. Robert Sz. (diecezja koszalińsko-kołobrzeska), do czasu
aresztowania kapelan szpitala w K., zajmujący się w wolnych chwilach
rozsyłaniem przez internet pornografii z udziałem najmłodszych

* ks. Eligiusz D., alias "Pingwin", który będąc jeszcze wikariuszem
parafii Świętego Mikołaja Biskupa w Ł. (woj. świętokrzyskie, diecezja
sandomierska) i nauczycielem religii w tamtejszym Publicznym Zespole
Szkół, kolekcjonował pornografię dziecięcą. "To jest choroba, z którą
bezskutecznie zmagam się od jakiegoś czasu" - tłumaczył prokuratorowi

* ks. Andrzej F. z archidiecezji krakowskiej (ostatnio "pomoc
duszpasterska bez katechezy" w parafii św. Jana Chrzciciela w Ch.
wcześniej nauczyciel religii w K.), ujęty przez policję z kolekcją
budzących grozę filmów oraz zdjęć

++Ks. Jacek C. był wikariuszem parafii w Warnicach ( archidiecezja
szczecińsko - kamieńska ) i nauczycielem religii w jednej z pobliskich
szkół, gdy został oskarżony o molestowanie seksualne niepełnosprawnego
chłopca, którego osobiście onanizował, nadając ich "wspólnej
tajemnicy" rangę spowiedzi. W trakcie procesu kuria schowała ks. Jacka
w Kamieniu Pomorskim, gdzie w dalszym ciągu katechizował szkolną
dziatwę. Sąd Rejonowy w Choszcznie skazał pedofila na 1,5 roku
więzienia w zawieszeniu na 3 lata oraz pięcioletni zakaz wykonywania
zawodu nauczyciela ( "Erotoman w sutannie skazany" - "FiM" 48 / 2001
). Po wyroku przerzucono go do Dobrej Nowogardzkiej. W charakterze
katechety i mimo sądowego zakazu ! Dopiero w obliczu skandalu (
nauczyciele zaczęli grzebać świątobliwemu koledze w życiorysie ), abp
Zygmunt Kamiński wysłał podwładnego na "urlop zdrowotny", a gdy
ciągnący się za nim smród trochę wywietrzał, metropolita dał mu etat
kapelana szpitala w Gryfinie, skąd po krótkiej rekonwalescencji ks.
Jacek wylądował w zdecydowanie bardziej atrakcyjnym N., gdzie urzęduje
do dzisiaj.

*Ks. Wincenty P., wikariusz parafii w Witoni ( diecezja łowicka ),
który zwabiał na plebanię małych chłopców, wymuszając na nich
współżycie seksualne, oraz nagrywał te perwersje na wideo, aby
rozpowszechniać je później w internecie, a nawet wypożyczał "swoje"
dzieci innym księżom, został zdemaskowany i osądzony wyłącznie dzięki
determinacji dziennikarzy "FiM" ( cykl "Co ci się, draniu, śni ?"
zainaugurowany w numerze 27/2002 ). Ścigaliśmy go nawet na Ukrainie,
bowiem szefowie policji i prokuratorzy z Łęczycy oraz ówczesny
ordynariusz bp Alojzy Orszulik dokonywali cudów zręczności, żeby
zatuszować aferę. Skazany na trzy lata więzienia odsiedział wyrok w
całości i w 2006 r. znowu wyjechał na Ukrainę. Zakotwiczył u bp.
Bronisława Bernackiego w diecezji odessko - symferopolskiej, gdzie
pracuje jako misjonarz ( w ubiegłym roku występował m.in. w Tuchowie
koło Tarnowa ).
Warto pamiętać, że zgodnie z kościelnymi wymogami żaden biskup na
świecie nie przyjmie do swojej diecezji duchownego z zewnątrz bez
zgody i świadectwa moralności wystawionego przez jego macierzystego
ordynariusza, którym dla ks. Wincentego P. był od maja 2004 r. bp
Andrzej F. Dziuba, protegowany prymasa kard. Józefa Glempa.

++Ks. Jerzego U., proboszcza parafii w Słowinie ( diecezja koszalińsko-
kołobrzeska ), zatrzymano w maju 2003 r. Podczas przeszukania plebanii
policjanci znaleźli płyty DVD i kasety z filmami pornograficznymi.
Śledztwo wykazało, że onanizował się przy dzieciach, obmacywał je i
proponował usługi seksualne w zamian za drobne kwoty. Jeden z
ministrantów ( 12 - latek ) zeznał, że ksiądz wkładał mu rękę do
majtek, a potem ją wąchał oraz lizał, bądź zmuszał go do chodzenia
nago i na czworakach po pokoju ( "Pedofilów u nich dostatek" - "FiM"
24 / 2003). Po aresztowaniu plebana kuria twierdziła, że do
ordynariusza ( wówczas biskup Marian Gołębiewski ) nie docierały żadne
skargi na księdza U., a tuż przed jego aresztowaniem odbyła się w
parafii wizytacja duszpasterska, podczas której "można było przecież
powiadomić biskupa". Wielebny dostał 2 lata więzienia w zawieszeniu
(!) i pięcioletni zakaz pracy z dziećmi. Na okres "zawiasów" kolejny
ordynariusz bp Kazimierz Nycz schował podwładnego do parafii w
Barcinie, ale gdy jego grzechy również tam wyszły na jaw, 59-letni
dziś ks. Jerzy U. znalazł schronienie ( z wiktem i opierunkiem
gwarantowanym przez swojego aktualnego szefa bp. Edwarda Dajczaka ) w
diecezjalnym Domu Seniora w Kołobrzegu. Odprawia msze i spowiada w
położonym tuż obok kościele rektorskim.

++Ks. Zbigniew Sz. zasłynął tym, że jako proboszcz parafii w Połoskach (
diecezja siedlecka ) "wielokrotnie doprowadził pięć nieletnich
uczennic szkoły podstawowej do poddania się innym czynnościom
seksualnym" ( "Uczucia religijne" - "FiM" 51, 52 / 2003 ). Po
aresztowaniu pedofila bp Zbigniew Kiernikowski złożył za niego
osobiste poręczenie, domagając się od sądu, żeby "uszanować godność
kapłańską księdza Zbigniewa Sz., a nadchodzące święta pozwoliłyby mu
zastanowić się nad jego losem" i nie w jakiejś zapchlonej celi, lecz
"w domu parafialnym w Białej Podlaskiej lub w Domu Zakonnym Ojców
Paulinów w Leśnej Podlaskiej". Sąd Rejonowy w Białej Podlaskiej skazał
byłego proboszcza na 2 lata więzienia i zakazał mu pracy z dziećmi na
10 lat. Po opuszczeniu zakładu karnego Zbigniew Sz. był krótko
wikariuszem w Huszlewie, a w sierpniu ub.r. biskup przeniósł go na
znacznie większą placówkę w O.

++Ks. Zbigniew P., proboszcz parafii w Jarnołtówku ( diecezja opolska ),
sprowadzał sobie na plebanię 11 - 13-letnich chłopców z domu dziecka w
Chmielowicach oraz "całował ich w usta, obmacywał po udach, pośladkach
i narządach płciowych, a jednego z nich onanizował" ( cyt. z aktu
oskarżenia ). Gdy rzecz wyszła na jaw, ordynariusz abp Alfons Nossol
przeniósł podwładnego do Centrum Opieki Paliatywnej Caritas Diecezji
Opolskiej w S., powierzając mu funkcję kapelana ośrodka ( "Onanizm nie
grzech" - "FiM" 27 / 2004 ), choć pleban szedł w zaparte, twierdząc,
że dzieci pomawiają go z zemsty, bo nie dał im pieniędzy. Sąd Rejonowy
w Prudniku skazał ks. P. na rok więzienia w zawieszeniu (!) na trzy
lata. W sierpniu 2009 r. Ordynariuszem został bp Andrzej Czaja, zaś
ks. Zbigniew wciąż w Caritasie odprawia, spowiada i rozgrzesza, a
nawet jest coraz częstszym gościem na łamach "Gościa Niedzielnego".

++Ks. Władysław Ł. to zboczony proboszcz z Lututowa w diecezji kaliskiej
( "Księży dotyk" - "FiM" 41/2004 ) W 2005 r. Sąd Rejonowy w Wieluniu
skazał go na 1 rok i 8 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na
3 lata i czteroletni zakaz nauczania religii m.in. za molestowanie
seksualne dwóch dziewczynek przygotowywanych do Pierwszej Komunii. Po
wyroku ewakuował się do archidiecezji poznańskiej, gdzie obecnie
pracuje ( za zgodą abpa Stanisława Gądeckiego ) w parafii B.

++Ks. Paweł K. miał posadę wikariusza w prestiżowej parafii św. Ducha we
Wrocławiu i nauczyciela religii, gdy późnym wieczorem 5 września 2005
r. został schwytany przez policyjnych wywiadowców. Okazało się, że w
śródmiejskich slumsach polował na chłopców, których do "wspólnej
zabawy" zachęcał "stówą". Rewizja w mieszkaniu na plebanii ujawniła
bogatą kolekcję "twardej" pornografii z udziałem dzieci, co akurat dla
nas nie było specjalnym zaskoczeniem, bo już w październiku 2003 r.
Ostrzegaliśmy biskupów, że ich człowiek ma skłonności do ministrantów
( "Uwaga wielebni" - "FiM" 41 / 2003 ). Ponieważ ks. Paweł nie zdążył
sprecyzować zaczepianym po bramach chłopcom, na czym dokładnie ich
rola we "wspólnej zabawie" miała polegać, postawiono mu jedynie zarzut
"utrwalania, sprowadzania i przechowywania treści pornograficznych z
udziałem małoletniego poniżej lat 15" ( "Powołanie do dzieci" - "FiM"
37 / 2005 ). Po kilkudziesięciu godzinach spędzonych na policyjnym
"dołku" wyszedł na wolność ( prokuratura odrzuciła wniosek o
zastosowanie tymczasowego aresztowania lub chociażby kaucję,
zadowalając się poręczeniem kard. Henryka Gulbinowicza, emerytowanego
metropolity wrocławskiego ) i przepadł jak kamień w wodę. Prokuratura
Rejonowa Wrocław- -Śródmieście wszczęła zaś śledztwo ( sygn. 3 Ds. 173
/ 05) dotyczące... nielegalnego rozpowszechniania wiadomości z
postępowania przygotowawczego w sprawie pedofila, za którego
zdemaskowanie groziło nam nawet dwa lata odsiadki. Dzisiaj już wiemy,
że znalazł schronienie w diecezji bydgoskiej. W 2009 r. wrócił do
archidiecezji i zakotwiczył na posadzie wikariusza we Wrocławiu, ale
po kilku miesiącach abp Marian Gołębiewski przeniósł ks. Pawła do M.,
gdzie urzęduje do dzisiaj.

++Ks. Michał M., były proboszcz z Pszczyny-Piasku ( archidiec. Katowicka
), został skazany w 2005 roku na 2 lata więzienia w zawieszeniu i
pięcioletni zakaz pracy z dziećmi za poddawanie 3 małoletnich
dziewczynek "innym czynnościom seksualnym". Z błogosławieństwem i
dzięki łaskawości abp. Damiana Zimonia pedofil pracuje obecnie jako
rezydent przy parafii w Jastrzębiu-Zdroju.

++Ks. Mirosław W. jako wikariusz parafii w Trawnikach ( archidiecezja
lubelska ) zwykł wkładać nogę 10-letniej dziewczynki pod sutannę i
onanizować się jej stopą. Po wszczęciu śledztwa abp Józef Życiński
przeniósł pedofila do parafii Matki Bożej Bolesnej w Kraśniku, a tuż
przed zatrzymaniem ( prawdopodobnie doszło do przecieku ) wielebny
dostał od szefa "urlop zdrowotny" i ewakuował się na Ukrainę. Przez
wiele miesięcy nie można mu było przedstawić zarzutów, bo prokuratura
nie chciała nagłaśniać sprawy i nie wydała listu gończego. Gdy 15
lutego 2006 r. nieopatrznie wrócił do Polski, trafił do aresztu.
Stanowczo nie przyznawał się do winy, a wspierały go zastępy kółek
różańcowych, których aktywistki zebrały ok. 800 podpisów pod petycją o
uwolnienie "ciepłego i serdecznego kapłana" ( "Pociągi pod specjalnym
nadzorem" - "FiM" 8 / 2006 ). Tuż po zamknięciu śledztwa, ks. Mirosław
W. złożył wniosek o dobrowolne poddanie się karze bez przeprowadzania
procesu. Zaproponował dla siebie 5 lat bezwzględnej odsiadki. Abp
Życiński wysłał list do matki molestowanej dziewczynki z
przeprosinami, za "nieodpowiedzialne zachowania" księdza Mirosława. Po
odbyciu części kary pedofil wyszedł już na wolność i pracuje obecnie w
parafii we wsi Ż.

++Ks. Stefan S. ( 65 l. ) został skierowany przez ówczesnego biskupa
radomskiego Zygmunta Zimowskiego ( obecnie w randze arcybiskupa na
posadzie przewodniczącego Papieskiej Rady ds. Duszpasterstwa Służby
Zdrowia ) do maleńkiej wsi Kraśnica, żeby przestał siać zgorszenie
swoim pijaństwem i znanymi kurii preferencjami seksualnymi
ukierunkowanymi na niebezpiecznie małych chłopców. Niestety, tuż po
przeniesieniu "22 stycznia 2006 roku ksiądz przewrócił ofiarę (
niepełnosprawnego 17 - latka - dop. red. ) i - grożąc pobiciem -
zgwałcił" - zakomunikował rzecznik Sądu Okręgowego w Radomiu.
Podejrzany ( aresztowany na 2 miesiące ) przyznał się do winy, ale
tylko z grubsza, ponieważ był pijany i nie pamiętał dokładnie
przebiegu zdarzenia ( "Barwy ochronne" - "FiM" 8 / 2007 ). W
listopadzie 2009 roku abp. Zimowskiego zmienił bp Henryk Tomasik, ale
wielebny gwałciciel ( ważny urzędnik na Uniwersytecie Trzeciego Wieku
prowadzonym przez duże i bardzo wpływowe zgromadzenie zakonne ) na
brak zajęć duszpasterskich nie narzeka. "Bardzo dziękujemy ks.
Stefanowi S... ( kaznodziei ) za wspaniałe Rekolekcje Adwentowe w
parafii pw. św. Zofii w Młodocinie. Szczęść Boże Tobie, Księże
Stefanie, na dalsze Twoje życie Kapłańskie. Bóg zapłać ! - parafianie
z Młodocina" - czytamy w ogłoszeniu zamieszczonym 20 grudnia 2009 r.
na oficjalnym portalu internetowym diecezji radomskiej.

++W październiku 2007 r. ks. Piotr D. ( 60 l. ), proboszcz parafii św.
Ducha we wsi Werdun (archidiecezja warszawska ) oraz nauczyciel
religii w Suchostrudze, został skazany przez Sąd Rejonowy w Grójcu na
2 lata więzienia ( prokuratura domagała się dwakroć więcej ) za
notoryczne molestowanie seksualne chłopca, którego od 9 roku życia
uczył "anatomii" i przeprowadzał na nim doświadczenia mające
uprzytomnić dziecku, co może zdziałać ręka w majtkach ( por. "Dwa lata
jak dla brata" - "FiM" 47 / 2007 ). Ks. Piotr D. przyznał się do winy,
więc cały proces ograniczył się do jednej rozprawy, a zaraz po
ogłoszeniu wyroku sąd uchylił skazanemu areszt i zaledwie po dwóch
miesiącach pobytu za kratkami wielebny pedofil odzyskał wolność.
Cieszy się nią do dzisiaj, bo ponoć... niedomaga na zdrowiu ( ostatnio
przebywał w archidiecezjalnym Domu Opiekuńczo- -Leczniczym Opatrzności
Bożej w Pilaszkowie nieopodal Warszawy).

++Ks. Krzysztof K. był do niedawna proboszczem parafii św. Jakuba
Apostoła w Mechowie ( archidiecezja gdańska ). Sąd Rejonowy w
Wejherowie skazał go w pierwszej instancji na 3,5 roku więzienia za
seksualne "formowanie" 14-letniej dziewczynki ( "Sami swoi" - "FiM" 11
/ 2008 ), ale po 5 miesiącach spędzonych w celi wyjednał w sądzie
uchylenie aresztu i 11 lipca 2008 r. opuścił Zakład Karny Bydgoszcz-
Fordon. Miał wrócić po uprawomocnieniu wyroku, ale póki co przepadł.
Gdzie ? Na stronie internetowej jego chlebodawcy widnieje jedynie
uspokajający komunikat, że pedofil żyje, ale przebywa aktualnie "poza
diecezją". I zapewne ma się dobrze: "W imieniu ks. Krzysztofa
dziękujemy za okazane wsparcie modlitewne i materialne. Zebraliśmy dla
niego ok. 19 tys. zł. Wielkie Bóg zapłać !" - ogłoszono z ambony
kościoła w Mechowie.

++Ks. Roman K. z archidiecezji warmińskiej pojechał do USA, aby wesprzeć
parafię polonijną w pracy duszpasterskiej. Przy okazji owej "pomocy"
zgwałcił nieletnią dziewczynkę, co - jak tłumaczył w sądzie,
przyznając się do winy - było "terapeutyczną metodą, aby pomóc jej
zapomnieć traumatyczne doświadczenia z przeszłości". Po odsiedzeniu 9
miesięcy w więzieniu został deportowany do Polski. Metropolita abp
Wojciech Ziemba mianował go wikariuszem parafii w Wielbarku i
nauczycielem religii w miejscowym gimnazjum. Gdy nauczyciele zaczęli
przebąkiwać o jego kryminalnej przeszłości, metropolita odsunął ks.
Romana od katechezy, ale że brzydki zapach pozostał, w połowie 2009 r.
abp Ziemba awansował gwałciciela na proboszcza parafii w O.

++Warmińscy dostojnicy kościelni muszą już zacząć myśleć o jakiejś
spokojnej posadzie dla ks. Antoniego W., byłego proboszcza parafii w
Olsztynie - Dywitach, który po odsiedzeniu 3,5 roku za płatny seks z
14-letnimi chłopcami ( "Znów pedofil" - "FiM" 10 / 2007 ) musi szybko
stanąć na nogi. Oprócz głębokiej przyjaźni z biskupem pomocniczym
Jackiem Jezierskim ( imprezy na zlotach Wspólnoty Odnowy w Duchu
Świętym ) ks. Antoni ma tak ogromne zasługi dla archidiecezji (
sprawował funkcję dekanalnego ojca duchownego oraz kierownika Ruchu
Rodzin Nazaretańskich ), że z pewnością nie pójdzie na bezrobocie.

++Ks. Krzysztof Cz. Sprawował nieprzerwanie od 1994 r. funkcję sędziego
Lubelskiego Sądu Metropolitalnego ( także kapelana Dziecięcego
Szpitala Klinicznego w Lublinie ), zaś ostatni dekret abp. Życińskiego
o sędziowskiej nominacji ks. Cz. na kolejną 5-letnią kadencję nosił
datę 22 września 2007 r., gdy ten był już wówczas formalnie
podejrzanym o uprawianie tzw. pedofilii internetowej ( por. "Sędzia
pod sąd" - "FiM" 51, 52 / 2007 ). W marcu 2008 r. zainkasował za te
upodobania pół roku więzienia w zawieszeniu na pięć lat i dożywotni
zakaz edukowania, wychowywania i wszelkich form opieki nad dziećmi.
Czysto teoretyczny, bo w nowej parafii w S., dokąd skierował go
metropolita, ma ich pod dostatkiem. Nie pozostaną też zapewne bez
możnej opieki ( aczkolwiek trochę to potrwa).

++Franciszkanin Krzysztof P. z Pakości ( "Bratnia dusza" - "FiM" 7 /
2008), skazany prawomocnym już wyrokiem na 4,5 roku więzienia oraz 10
lat zakazu pracy z dziećmi za molestowanie seksualne ministranta.

++Ks. Tomasz G. z parafii Przemienienia Pańskiego w Brzozowie (
archidiecezja przemyska ), prawomocnie skazany na 5 lat więzienia za
stosunki płciowe z dziewczynkami będącymi jeszcze dziećmi ( "Choroby
dziecięce" - "FiM" 47 / 2008 ).

++Ks. Roman B., zakonnik z Towarzystwa Chrystusowego dla Polonii
Zagranicznej, skazany 19 marca 2010 r. w pierwszej instancji na 4,5
roku więzienia za wielomiesięczne wykorzystywanie seksualne swojej
uczennicy, mającej w chwili inicjacji zaledwie 13 lat ( "Nałożnica
Chrystusowca" - "FiM" 28 / 2008 ).

++Ks. Łukasz K., były wikariusz parafii w Łętowni ( archidiecezja
krakowska ) i nauczyciel religii w tamtejszym Zespole Szkół im. Jana
Pawła II, prawomocnie skazany 12 marca 2010 r. na 2 lata więzienia w
zawieszeniu i rok zakazu pracy jako nauczyciel za molestowanie
seksualne 12 - latki, którego kard. Stanisław Dziwisz schował na czas
śledztwa w parafii w P., pozwalając mu nawet nauczać religii w
miejscowej szkole podstawowej ( "Kolekcjonerzy dzieci" - "FiM" 12 /
2009 ).

++Ks. Piotr T. z Dębnicy ( diecezja pelplińska), skazany na 4 lata
więzienia za molestowanie seksualne i podawanie narkotyków
ministrantom oraz nakłanianie jednego z nich do popełnienia
samobójstwa ( "Proboszcz na gigancie" - "FiM" 21 / 2006 ).

++Za podobne przestępstwa skazano jeszcze kilkudziesięciu duchownych,
których późniejszych losów nie śledziliśmy, ale wiemy, że uchowali się
w "świętym Kościele" i gdzieś w Polsce brudnymi łapami wciąż udzielają
komunii. Są wśród nich m.in. :

++Ks. WojciechC. z Gdyni, skazany w 2001 r. na 3,5 roku pozbawienia
wolności za molestowanie seksualne i rozpijanie 12 - letniego chłopca
( "Z kruchty za kratki" - "FiM" 2 / 2002);

++Słynny proboszcz z Tylawy ks. Michał M., który za molestowanie
seksualne kilku dziewczynek ( "Z ręką w majteczkach" - "FiM" 25 /
2001) dostał, mimo desperackiej i momentami haniebnej obrony ze strony
abpa Józefa Michalika, 2 lata więzienia w zawieszeniu i osiem lat
zakazu wykonywania zawodu nauczyciela. "Biorąc pod uwagę zmęczenie
Księdza Prałata Michała M. prowadzoną przeciw niemu kampanią, Ksiądz
Arcybiskup Metropolita Przemyski udzielił ww. Kapłanowi urlopu,
pozostawiając mu tytuł oraz prawo pobytu na plebanii w Tylawie" -
ogłosiła przemyska kuria metropolitalna, gdy było już jasne, że prałat
się nie wywinie;

++Ks. Edward P., proboszcz z Pszenna ( niegdyś archidiecezja wrocławska,
obecnie diecezja świdnicka ), który w kościelnej dzwonnicy molestował
seksualnie dwóch ministrantów ( por. "Łapacz gołębi" - "FiM" 26 / 2002
). Po dwóch latach procesu w lutym 2003 r. został skazany na rok
więzienia w zawieszeniu. "Ksiądz bardzo boleśnie to przeżył, a sprawa
jest delikatna i niejednoznaczna. Jak tylko dostaniemy wyrok na
piśmie, postanowimy, co zrobić. Prawie ze stuprocentową pewnością mogę
powiedzieć, że odwołamy księdza z parafii w Pszennie. Prawdopodobnie
trafi do pracy administracyjnej w kurii" - obiecywał biskup Edward
Janiak po ogłoszeniu wyroku;

++Ks. Marek B., który jako wikariusz parafii Miłosierdzia Bożego w
Głogowie ( diecezja Zielonogórsko - gorzowska) upił i wykorzystał
seksualnie ministranta, za co zainkasował 6 miesięcy pozbawienia
wolności w zawieszeniu na 2 lata ( "Promocja na molestowanie" - "FiM"
5 / 2007 ), choć proboszcz ks. Janusz Idzik twardo stawał za swoim
wikarym, żądając przekazania sprawy pod jurysdykcję sądu...
kościelnego;

++Franciszkanin o. Ryszard Ś. ( "Dzieci brata mniejszego" - "FiM" 2 /
2008), skazany przez Sąd Rejonowy w Jeleniej Górze na rok pozbawienia
wolności w zawieszeniu za to, że "działając czynem ciągłym, za pomocą
swojej poczty elektronicznej posiadał w celu rozpowszechniania treści
pornograficzne z udziałem małoletnich poniżej lat 15 i posługiwaniem
się zwierzętami".
Ks. Bogusław P. Zarzuty molestowania seksualnego dwóch chłopców w 2002
i 2003 r. postawiła lubelska prokuratura 53-letniemu księdzu
Bogusławowi P. Ksiądz został we wtorek zatrzymany. Przeciwko niemu
toczy się już proces, w którym oskarżony jest o podobne przestępstwo.

- Prokurator przedstawił mu dwa zarzuty dotyczące doprowadzenia
małoletnich chłopców poniżej 15. roku życia do poddania się innym
czynnościom seksualnym - poinformowała rzeczniczka Prokuratury
Okręgowej w Lublinie Beata Syk-Jankowska.
Ksiądz nie przyznał się do winy. Złożył wyjaśnienia, których treści
prokuratura nie ujawnia. Prokurator skierował do sądu Rejonowego w
Lublinie wniosek o aresztowanie księdza. - Wniosek ma być rozpatrywany
we wtorek - dodała Syk-Jankowska.

Obaj pokrzywdzeni są już dorośli. Zarzucane księdzu przestępstwa miały
miejsce w 2002 i 2003 r., kiedy był proboszczem jednej z parafii pod
Lublinem.
Jeden z pokrzywdzonych zgłosił się do organów ścigania i zawiadomił o
przestępstwie po tym, jak dowiedział się z mediów, że ten sam ksiądz
został oskarżony o molestowanie seksualne 11-letniego ministranta w
Niemczech. Proces w tej sprawie toczy się, z wyłączeniem jawności,
przed Sądem Rejonowym w Krasnymstawie (Lubelskie) - bo tam ksiądz na
stałe jest zameldowany. Bogusław P. nie przyznaje się do winy. W
listopadzie ma się odbyć kolejna rozprawa w tej sprawie. Zaplanowano
wideokonferencję z sądem w Passau w Niemczech, by przesłuchać
pokrzywdzonego i świadków.
Według aktu oskarżenia ksiądz P. od lutego 2004 r. do lutego 2005 r.,
w miejscowości Pocking w Dolnej Bawarii (gdzie pracował jako wikary),
co najmniej trzykrotnie dopuścił się tzw. innych czynności seksualnych
wobec 11-letniego ministranta Michaela H. Za przestępstwo zarzucone
księdzu grozi do 10 lat więzienia.
Ksiądz P. decyzją władz kościelnych został odsunięty od zajęć
duszpasterskich z dziećmi i młodzieżą.

czwartek, 31 maja 2012

Zatrzymano kilku znanych wyborców PiS.

   Ciągle słychać, że w kraju źle się dzieje, że opozycja zeszła do podziemia, prasie zamyka się usta a ludzie żyją w strachu i zaczynają robić w pory na widok służb rządowych, które bezprawnie i z determinacją niszczą ostatnich zasłużonych opozycjinistów. Jak się okazuje to nie żarty.
Ktoś postanowił wziąć się za jednych z najbardziej niebezpiecznych opozycjonistów i uciszyć ich na amen.


http://www.rp.pl/artykul/884180.html

37 osób, w tym nieformalny lider pseudokibiców Legii Warszawa Piotr S., ps. Staruch, zostało już aresztowanych ws. przemytu i handlu narkotykami. CBŚ zatrzymało w sumie 45 osób - w tym m.in. pseudokibiców Legii Warszawa i członków tzw. gangu Szkatuły

Ze wstępnych ustaleń prokuratury i CBŚ wynika, iż zatrzymani w latach 2008-2011 brali udział w przemycie narkotyków na terenie państw Unii Europejskiej, w tym Polski, i wprowadzaniu ich do obrotu. W sumie chodzi o 3,7 tony marihuany, ponad 500 kg amfetaminy, 300 kg kokainy i blisko 250 kg heroiny - poinformował podczas briefingu rzecznik warszawskiej prokuratury apelacyjnej Zbigniew Jaskólski.

Dodał, że prokuratorzy wystąpili do sądu z 42 wnioskami o areszt. Do środy przed południem sądy zdecydowały o aresztowaniu na trzy miesiące 37 osób, kolejnych pięć wniosków czeka na rozstrzygnięcie. W stosunku do dwóch pozostałych osób zastosowano poręczenie majątkowe. Wobec jednej z osób nie zastosowano żadnego środka zapobiegawczego.

Prowadzone przez Prokuraturę Apelacyjną w Warszawie śledztwo dotyczy grupy przestępczej o charakterze zbrojnym związanej z postacią Rafała S., ps. Szkatuła, oraz innych grup przestępczych związanych m.in. z pseudokibicami Legii Warszawa określanymi jako "Teddy Boys 95". Według policji to jedna z najbardziej radykalnych bojówek "szalikowców" Legii.

Wśród aresztowanych jest Arkadiusz K., pseud. Chory. Ten bliski współpracownik Rafała S., ps. Szkatuła, miał odgrywać czołową rolę w międzynarodowym przemycie narkotyków. Arkadiusz K. był przeszłości postrzelony, jest częściowo sparaliżowany. - Miał orzeczenia lekarskie, że nie może brać udziału nawet w czynnościach procesowych. Był dość wygodnym reprezentantem, pełnomocnikiem 'Szkatuły' - powiedział Jaskólski.

Wśród aresztowanych jest także nieformalny lider pseudokibiców Legii Warszawa Piotr S., ps. Staruch. Jest on podejrzany o wprowadzenie do obrotu w maju 2010 roku kilograma amfetaminy. "Drugi zarzut dotyczy przygotowania do wprowadzenia pięciu kilogramów amfetaminy. W tej sprawie ten pan nie ma żadnej znaczącej roli" - powiedział Jaskólski."


Chciałbym a właściwie pragnę w tej chwili zobaczyć tylko jedno. Twarz a właściwie gębę senatora Romaszowskiego, w drugiej kolejności posłanki Kempy, chociaż ona poszła po rozum do głowy i przyznała się do błędu jakim było popieranie kiboli, Romaszewski niestety nie ma na tyle odwagi ani też honoru, żeby przyznać się do swojego błędu. Tak poza tym jak ten który twierdził, że Staruch to patriota jest w stanie patrzeć w lustro i nie zwymiotować, ta polityczna pokraka w życiu nie pojmie, że został wydymany w tradycyjny sposób przez kilku przestępców. Staruch to kolejny przykład ludzkiej ewolucji, która gdzieś zbłądziła, dla mnie to zwykły idiota, nie wiem jaki miał sens pchać się na okładki mając na zapleczu takie interesy robiąc z siebie polityczne popychadło, widać prochy już dawno wyżarły mu resztki mózgownicy. 

piątek, 11 maja 2012

Absurd głuchego telefonu.

  Jednak będzie wszczęte śledztwo w sprawie komórki „poległego” w błocie smoleńskim prezydenta. Jako podatnik nie zgadzam się na tego typu zabawy, dlaczego mam płacić za śledztwo, które prowadzi donikąd? Ktoś włączył telefon wielki mi halo, jak mili sprawdzić jego stan oraz do kogo należy? Oczywiście można to sprawdzić jedynie włączając go. Kolejna sprawa jak i kogo chcą ścigać w federacji rosyjskiej skoro to obce i nieprzyjazne terytorium i nasza jurysdykcja tam nie sięga. Dajcie to zadanie Macierewiczowi i niech się tym bawi, bo według mnie prowadzenia tak absurdalnego śledztwa mija się z celem.
   
   Trzeba też pamiętać, że nie miały prawa wyciec z tego telefonu żadne poufne dane, o ile można ufać komuś takiemu jak Lech Kaczyński i wierzyć w to, że nie dopuścił do łamania zasad bezpieczeństwa, co jest przecież bardzo prawdopodobne, zważywszy na jego brak kompetencji do tego stanowiska i marne umiejętności ze sprzętem elektronicznym mogę powiedzieć, że jakoś mu pod tym względem nie ufam. Jeżeli łamał zasady bezpieczeństwa to, jeżeli wyjdzie to w trakcie śledztwa czy wyborcy PiS przyjmą z pokorą wiadomość i uznają, że Lech Kaczyński był nieodpowiedzialnym prezydentem i dopuścił do rażących zaniedbań. Czy lud pisowski naprawdę nie zdaje sobie sprawę z tego, a zwłaszcza destruktor Macierewicz, że na tak wysokich stanowiskach ludzie łamią wszelkie zasady i szanse na to, że Rosjanie przejrzeli tylko wiadomości i książkę adresową są zerowe. Mam nadzieje, że późniejsze efekty śledztwa przyjmą w właściwy sposób i nie będą próbować zwalać znowu winę na Tuska. Kto wie, może zobaczymy wiadomość zatytułowaną „Ląduj dziadu”.

   Jeszcze bardziej ciekawi mnie książka adresowa tego telefonu, trzeba sobie przypomnieć wydarzenie z 2007 roku, gdzie pewien oligarcha „Krauze” zadzwonił do prezydenta i jak za czarodziejską różdżką mundurowe służby, które przybyły w celu aresztowania podejrzanego usunęły się z posesji, dzięki czemu Krauze mógł sobie bezpiecznie wyjechać za granicę skąd prowadził prawne negocjacje z prokuraturą. Czy jest więcej takich kolesi w telefonie?

   Cały szum zaszkodzi tylko PiSowi, a wyciąganie tak bzdurnego tematu jak telefon komórkowy, ma na celu tylko przeciągnąć to ciągłe zawodzenie nad tematem smoleńskim, który przecież nie może się wypalić.

środa, 9 maja 2012

Nie śmiej się bratku z czyjegoś wypadku.

"Jestem zadowolony, że wiele osób się skompromitowało"

   Najbardziej skompromitowany polityk od bieguna południowego do bieguna północnego, rekordzista przeróżnych wpadek cieszy się z wpadki innych polityków. Ujmuje sobie czy dodaje innym? Musiał się biedak czymś podnieć, tak niewiele ma z życia. No ale żeby nie widzieć własnych wpadek, które zdarzają mu się co chwila, to trzeba miech chyba obraz zamazany inną rzeczywistością, żyć w świecie alternatywnym, nie widzieć własnego odbicia i nie widzieć jakim się jest żałosnym pajacem. To chyba efekt uzależnienia się od mani wielkości na własnym punkcie i stawiania siebie na cokole, uwierzył chyba w swoją boską moc i naprawdę ma zamiar nas zbawiać. Dogmat nieomylności Kaczyńskiego znamy przecież nie od dzisiaj, wyznawców też już ma, brakuje teraz tylko pierwszego cudu. 
Chociaż jego życie to jeden wielki cud, bo jakim cudem taki wypierdek, któremu nic się w życiu nie udaje jest w stanie przetrwać w polityce, nie mogę tego pojąć? 
Z drugiej strony może to wina wyborców. Patałach i nieudacznik głosuje na nieudacznika.  

   My też będziemy się cieszyć z wpadek Kaczyńskiego, należy mu się. Biorąc pod uwagę jego ciągłe gafy niejeden może pęknąć ze śmiechu, nawet jego radość z innych polityków daje nam przecież kolejną okazję do zabawy z zakompleksionego zadufanego w sobie próżnego egocentryka, ja mam zamiar cieszyć się z jego głupoty, a wy? No dobra nie będę się śmiał, ponieważ musiałbym to robić na okrągło, śmiałbym się z tego jak jeździ samochodem, ale on przecież nie ma prawka, śmiałbym się z tego jak korzysta z bankomatu, ale on przecież nie ma konta w banku, śmiałbym się z jego żony, ale on przecież nie ma żony. Mimo wszystko i tak mam przecież wiele powodów do śmiechu. Wszystkie jego wystąpienie to występ kiepskiego kabaretu, za który występ nawet nie musimy płacić, robi to dla nas zupełnie za darmo.
Mam dziwne wrażenie, że jego ostatnie wypowiedzi można ocenić, jako bełkot niedołężnego umysłowo człowieka, któremu mózg odmawia już posłuszeństwa, pewnie będzie jeszcze gorzej i cieszę się z tego i chyba nie muszą pisać dlaczego napawa mnie to optymizmem.

   Na koniec cytat, który odnosi się do nadętego.
Zaraz na początku życia ktoś powinien nam powiedzieć, że umieramy. Może wtedy żylibyśmy pełnią życia w każdej minucie każdego dnia. Działaj!.....  - Michael Landon

niedziela, 6 maja 2012

Koniec PiS-u

   Poniżej wybrane fragmenty książki Michała Kamińskiego. Na tle tych ocen, można powiedzieć, że Kamiński wcale nie uwolnił się od wpływu PiS i nadal reprezentuje sekciarskie myślenie. Gdzieś tkwi w nim jeszcze mały Michał pupil prezesa i faworyt PiS-u do tańca z gwiazdami. jeszcze nie do końca wywietrzył ze swojej głowy resztki indoktrynacji sekty pisowskiej. W sumie wcale mu się nie dziwię, po co promować książkę samymi negatywami. Trafiłby swoją publikacją tylko do przeciwników Kaczyńskiego, którzy i tak nie potrzebuje tego typu za kulisowych informacji, wiedząc doskonale po latach obserwacji, jakim człowiekiem jest Kaczyński. Kamiński balansując pomiędzy dobrem i złem sprzedaje się jednej i drugiej stronie. Pewnie z przewagą sPiSkowców, oni są rządni każdej możliwej wiedzy na temat Kaczyńskiego, nawet tej negatywnej. Utrwala się w nich przekonanie, że prezes jest symbolem wrogiej nagonki, a Kamiński jest kolejnym zdrajcą agentem i wrogiem patriotyzmu.

   Czytelnik utożsamiający się z PiS nawet przez chwilę nie pomyśli o tym, że sam Kamiński ma w głębokim poważaniu, całe to polityczne towarzystwo i tak naprawdę jego książka to resztki jego pięciu minut. Kończy mu się etat w europarlamencie i zarazem polityczna kariera. Napisał tą książkę, żeby zarobić na tym, na czym potrafili najlepiej, czyli na wciskaniu ciemniej masie kitu. Kamiński jest dowodem na to, że Kaczyński otacza się ludźmi słabymi bez kręgosłupa pozbawionych skrupułów. Biedny prezes będzie musiał się teraz pilnować, żeby nie obnażać przed partyjnymi kolegami swoich słabości, bo znowu za jakiś czas pojawi się kolejny Kamiński jakich ma przecież wokół siebie tysiące i znowu będzie robił głupie miny do złej gry.


"Nie jest zarozumiały, absolutnie nie. W takich stosunkach, w których nie ma napięcia politycznego, jest wręcz przesadnie skromny. Jest wtedy ciepły i sympatyczny. Ale czasem coś w niego wstępuje. Nagle pojawia się w nim, co wielokrotnie widziałem, chęć upokarzania ludzi, nawet tych najbardziej wobec niego lojalnych. Jakby sprawdzał, czy są na tyle lojalni, że wszystko przełkną. Często się nad tym zastanawiałem. Zadawałem sobie pytanie, czemu on tak lubi bawić się z ludźmi, straszyć ich, robić tajemnicze miny, mówić, że są na ich temat dziwne informacje. Dawniej uważałem, że to jest mechanizm dyscyplinujący, zupełnie chory test na lojalność. Ale później doszedłem do wniosku, że tam musi być coś głębszego, że w nim jest chęć upokorzenia ludzi, bo to mu daje poczucie wartości. On sobie mówi: kurczę, upokorzyłem go, zgnoiłem, a on dalej przy mnie jest" - opowiada autor "Końca PiS-u"."
"Jeden z najbliższych współpracowników Jarosława i Lecha Kaczyńskich ujawnia, że podczas słynnego już spotkania przy winie prezydenta Kaczyńskiego z premierem Tuskiem wspólnie wypili pięć win. Na trzech, bo Kamiński również uczestniczył w tej rozmowie. "Sporo, ale taka historia zdarzyła się raz" - przyznaje."
"Przyszedłem do Jarosława do tej willi i jak wchodziłem, zostawiłem otwarte drzwi, przez które uciekł kot. I spotkanie się bardzo mocno opóźniło, ponieważ najpierw trzeba było odnaleźć kota. Ja wtedy traktowałem to jako pewne dziwactwo, że tu poważne spotkanie, a wszyscy biegają za kotem. Ale teraz, gdy sam mam w domu kota, gdy się do mnie wchodzi, słychać okrzyk 'uwaga na kota'".
""To wyjątkowo ponura postać. Jego pozycja w partii, a zwłaszcza jego wpływ na Adama Lipińskiego jest zdumiewający. Jarosław długo był wobec niego sceptyczny. Nie lubił go, uważał za niepoważnego. A ten ciężką pracą i robieniem kolegów w bambuko wypracował sobie pozycję. Pamiętam, że podczas kryzysu wokół traktatu lizbońskiego to Hofman razem z młodym Mariuszem Kamińskim z Białegostoku dość poważnie rozmawiali ze mną na temat budowy nowej partii. Wtedy byłem temu przeciwny. Po katastrofie smoleńskiej Hofman spiskował z Poncyljuszem. Niektórzy twierdzą, że robił to po to, żeby się wkupić w łaski prezesa, składając donos na spiskowców. Wiem to z tylu wiarygodnych źródeł, że nie ma powodów, żeby w to nie wierzyć". Taką wyjątkowo niepochlebną ocenę Kamiński wystawia Adamowi Hofmanowi."
""Często mam wrażenie, że Antoni Macierewicz pobiega sobie po sejmie, poopowiada niestworzone historie, później wraca do domu, odpala telewizor, otwiera sobie piwko i ma niezły ubaw, widząc, że ci wszyscy frajerzy w to wierzą. To jest zbyt inteligentny facet, żeby sam wierzył w te wszystkie brednie, które opowiada. Czasem wydaje mi się, że on po prostu to sobie starannie zaplanował, taką swoją rolę w polityce, bo jest elektorat, który takiego wymyślonego przez niego polityka potrzebuje. Ma niezwykle dobre mniemanie o sobie. Nie zdziwiłbym się, gdyby pod koniec życia, oby jak najdłuższego, napisał wspomnienia pod roboczym tytułem: 'Robiłem was w bambuko trzydzieści lat, a wy w to wierzyliście'".

czwartek, 3 maja 2012

Normalność

   Nie wszystkie rodziny ofiar Katyńskich są takimi hienami cmentarnymi jak Kaczyński czy cała partia PiS, wynika to oczywiście z mentalności i norm społecznych, z którymi dana osoba została wychowana.
Trzeba też pamiętać, że dla wielu z tych ludzi liczy się spokój i pamięć, w żadnym wypadku nie ma dla nich znaczenie interes partii i własny. Widać Czasami w szumie wypowiedzi, chaotycznych partyjnych wieców, wystąpień czy przemówień, zapomina się zaprosić od czasu do czasu kogoś normalnego, kogoś kto swoim przekazem przypomni nam o co w tym wszystkim chodzi.
Bo normalność ucieka nam pomiędzy bzdetami Macierewicza oraz Kaczyńskiego uwłaszczających się na Katyniu.

   Kilka dni temu Izabela S.Skąpska po ogłoszeniu wyroku w Strasburgu przypomniała ciekawą rzecz. W roku 2006 gdy zwróciła się do Kaczyńskiego i rządu PiS o pomoc w finansowaniu prawników w procesie. NIE dostała ani grosza. Przypominała też Kaczyńskiemu, że sam proces nie ma na celu wyciągnięcia od Rosji pieniędzy, więc prezes powinien powstrzymać swoje zapędy i nie wypowiadać się w takim tonie. I słusznie. Katyń to nie jest sprawa tylko Kaczyńskiego, pozwala sobie na zbyt wiele roznosząc tylko brzydki smród.


"Izabella Sariusz-Skąpska: Dzień dobry pani, dzień dobry państwu.

Monika Olejnik: Co zmienia wyrok Trybunału Praw Człowieka?

Izabella Sariusz-Skąpska: Jeszcze raz usłyszeliśmy o Katyniu na forum międzynarodowym, a po raz pierwszy tak ważna instytucja powiedziała Katyń to zbrodnia wojenna.

Monika Olejnik: Tak powiedziała, ale jednocześnie jest bezsilna, bo Rosjanie nie chcą wydać dokumentów, bo Rosjanie nie chcą pokazać, jak wygląda śledztwo.

Izabella Sariusz-Skąpska: Tak, no ale to bezsilna nie jest tylko Europa, to jeszcze parę takich my znalibyśmy stron, które są bezsilne wobec Rosji. Ważne jest, że to znowu wybrzmiało głośno i byłam wstrząśnięta pierwszą reakcją Rosjan, którzy byli zadowoleni z wyroku, jak zadzwonili do mnie dziennikarze to spytałam ich z czego są tacy zadowoleni, dziennikarze rosyjscy, bo mówię to chyba powinniście się wstydzić, że powiedziano wam, że udajecie państwo demokratyczne, a nie spełniacie elementarnych wymogów tego państwa. Wezwani przez Trybunał mówicie mamy dokumenty, ale ich nie wydamy. Jeszcze jakbyście powiedzieli, że ich nie macie, bo na przykład zginęły, ale są, no więc o co chodzi.

Monika Olejnik: I co powiedzieli?

Izabella Sariusz-Skąpska: No zdziwili się troszeczkę, że ja w miejsce radości widzę powód do wstydu i taki był moment zawahania. Może oni po prostu tak do końcu nie rozumieją sentencji takich wyroków.

Monika Olejnik: Czy sądzi pani, że dzięki temu wyrokowi jesteśmy bliżsi tego żeby poznać nazwiska morderców.

Izabella Sariusz-Skąpska: My każdego dnia jesteśmy bliżsi. Jakby w 89 r., jak po raz pierwszy byliśmy nad grobami mojego dziadka i moich bliskich w Katyniu, ktoś nam wtedy powiedział, że zniknie stamtąd ten granitowy, potworny obelisk z napisem, że dokonali tej zbrodni hitlerowscy siepacze, i że będziemy tam przyjeżdżali na polski cmentarz wojenny, to mimo, że jechaliśmy tam uskrzydleni po wyborach 4 czerwca, to byśmy po prostu w to nie uwierzyli. A te cmentarze mają już 12 lat, a w tym roku powstanie następny w Bykowni. Każdy dzień nas zbliża do prawdy i każdy dzień nas zbliża do ujawnienia wszystkiego.

Monika Olejnik: Ale czy sądziła pani, że Trybunał wyda bardziej zdecydowane stanowisko, że to będzie bardziej zdecydowane.

Izabella Sariusz-Skąpska: Ja się nie spodziewałam propagandowych fajerwerków. Myślę, że niektórzy się tego właśnie spodziewali. I Rosjanie wypuszczając tę kaczkę dziennikarską przed paroma dniami, odciągając naszą uwagę, właśnie przygotowywali opinię publiczną, że ach nie będzie tam fajerwerków, bo nie mogło być w dokumencie prawnym. Zresztą, wie pani, to jest 60 stron, a my znamy tak naprawdę trzy zdania.

Monika Olejnik: Ale jest ważne zdanie, zdanie mówiące o tym, że rodziny były poniżane przez Rosjan, przez śledczych.

Izabella Sariusz-Skąpska: To jest ważne z danie. Ważne, wie pani, jest to, że Trybunał Strasburski przyjął ten pozew, ważne jest to, że te rodziny zostały wysłuchane. Ja przypominam, że to jest garstka rodzin, która przeszła samotnie tę drogę, samotnie w tym sensie, że indywidualnie, bo skargi do Strasburga składa się indywidualnie. Organizacja, którą reprezentuję, jako organizacja nie jest w stroną w tym sporze, bo być nie mogła. Natomiast ludzie, którzy zdecydowali się przejść drogę w Polsce, w Rosji, doszli do Strasburga, wykazali się ogromną determinacją i z tego, co słyszę z mediów, chcą iść dalej.

Monika Olejnik: A dlaczego pani nie składała skargi.

Izabella Sariusz-Skąpska: Ja, jako wnuczka swojego dziadka i mój ojciec, jako syn swojego ojca nie składaliśmy tej skargi, aczkolwiek na początku tej drogi byliśmy. Mój ojciec był jedną z tych osób, które na terenie rodzin katyńskich w całym kraju zainicjował akcję do wojskowej prokuratury rosyjskiej takiej fali zapytań, gdzie są dokumenty, właśnie indywidualnych. Potem z tej grupy ponad 200, blisko 300 osób, zdecydowało się na ten krok, na przejście tej całej drogi osób kilkanaście. Mój ojciec wtedy już został prezesem Federacji Rodzin Katyńskich i jako pełniący funkcję nie mógł przejść tej drogi, bo to jak gdyby były dwa różne sposoby działania w sprawie Katynia.

Monika Olejnik: Izabella Sariusz-Skąpska jest gościem Radia ZET, czy sądzi pani, że można zmienić mentalność rosyjską, bo to co się dzieje, to jest nieprawdopodobne, przecież ta zbrodnia wydarzyła się ponad 70 lat temu, a Rosjanie wszystko ukrywają, umorzyli śledztwo w 2004 roku, czy sądzi pani, że to śledztwo zostanie wznowione po wczorajszym orzeczeniu Trybunału. Bo to, że została nazwana zbrodnia, zbrodnią wojenną, to jest właściwie ocenne, prawda.

Izabella Sariusz-Skąpska: To jest ocenne, to jest powiedzenie głośno, to jest takie uderzenie pięścią w stół, mimo że być może ten stół jest chroniony jakąś miękką tkaniną, jak to w sądzie, ale Rosja nie lubi słuchać tego z innych ust niż polskie. Bo to łatwo jest na terenie międzynarodowym powiedzieć, że to tylko Polacy mają jakiś taki antyrosyjski gen i bardzo często na zachodzie słyszymy coś takiego, no bo to są w zasadzie takie sąsiedzkie porachunki, może byście się wreszcie dogadali jakoś. Tu nie ma się co dogadywać, tutaj w grę wchodzi historia. Czy Rosjanie mogą się zmienić, oni się zmieniają. Tylko oni się nie zmieniają od góry, tylko od dołu i to jest jedyna szansa na zmianę. Jeśli w Katyniu przychodzą na polski cmentarz wojenny i widzą indywidualne tabliczki epitafijne to pytają, a dlaczego po naszej stronie takich nie ma, na co my mówimy, no to chyba jest wasz problem. I w 2010 roku, w muzeum, w tak zwanym Memoriale przy Katyniu pokazano pierwsze kilkaset nazwisk. Rosjanie tam przychodzą i płaczą, widząc ten nazwiska, bo znajdują swoich bliskich i oni wiedzą, że to jest droga, drogą jest to, co robi Memoriał. Oni już zgromadzili miliony takich nazwisk. I tu jest problem. My jesteśmy drobnica z punktu widzenia Rosji, jakieś 22 tysiące wobec milionów, o co wy się w ogóle czepiacie?

Monika Olejnik: No właśnie Władimir Putin nie był wstrząśnięty zbrodnią katyńską, Władimir Putin był wstrząśnięty tym, co się wydarzyło 10 kwietnia 2010 roku, ale jak do tej pory nie mamy skrzynek, jak do tej pory nie mamy wraku i znowu jesteśmy bezradni.

Izabella Sariusz-Skąpska: No tak, ale jak pani wie bardzo nie lubię w jednym zdaniu łączyć zbrodni katyńskiej i katastrofą smoleńską.

Monika Olejnik: Ja mówię o mentalności.

Izabella Sariusz-Skąpska: Tak, mentalność tak, ale mentalności no my nie jesteśmy znowu nauczycielami całego świata, my też łatwym narodem nie jesteśmy. Tydzień temu, w śniegu byłam i w Smoleńsku i w Katyniu i pani koledzy, dziennikarze mówili, jak tu wspaniale i spokojnie, dobrze, że nie jesteśmy tam, w kraju. No to nie jest też model na jakieś wzorcowe zachowanie w chwilach podniosłych. W Katyniu nikt nikomu nie śpiewał „Sto lat” po prostu.

Monika Olejnik: No właśnie, 10 kwietnia na Krakowskim Przedmieściu śpiewano „Sto lat, odbyła się feta na cześć dyrektora Radia Maryja, Antoniego Macierewicza, który prowadzi zespół parlamentarny badający katastrofę smoleńską, śpiewano „Sto lat”, czy to jest, jaki to jest właściwie moment w historii Polski, po tych dwóch latach od tej strasznej katastrofy.

Izabella Sariusz-Skąpska: Żenujący i dlatego ja w takiej chwili jestem gdzie indziej. Po prostu w życiu bym nie uczestniczyła w takich pochodach. Ale wie pani co, 10 kwietnia to jest tajemnica mojej rodziny, to jest gdzieś tam w środku, to jest te 96 rodzin, które chcą to przeżywać. Ja myślę, że ważniejsze dla mnie jako prezesa Federacji Rodzin Katyńskich było to, że kwiecień to jest w ogóle wspomnienie tego, że 72 lata temu strzelano w katyńskim lesie, w lesie w Charkowie, w lesie Miednoje, w lesie w Bykowni, że my po prostu robimy wszystko żeby ta pamięć o tych pojedynczych ludziach przetrwała. Myśmy mieli dużą uroczystość 12 kwietnia w Muzeum Wojska Polskiego, gdzie pokazujemy sylwetki tych ludzi, jak wyglądali, jak grali w tenisa, jak brali dzieci na ręce. Potem jest konferencja prasowa i pierwsze co ja słyszę – co ja sądzę, co Rosjanie mówią o Katyniu. No na miły Bóg, ja nie mogę naprawdę dzisiaj się zastanawiać nad tym co rosyjskie media przez dwa dni mówią o Katyniu, jeśli ja od 2009 roku pracuję nad ekspozycją w Muzeum Katyńskim.

Monika Olejnik: Tak, ale z drugiej strony też nie można się wyłączyć, kiedy słyszy się to co mówi Jarosław Kaczyński, prezes Jarosław Kaczyński, że 10 kwietnia 2010 roku był zamach, pani się wtedy wyłącza, nie chce pani tego słuchać?

Izabella Sariusz-Skąpska: No, ja się generalnie wyłączam, jak mówią przedstawiciele partii politycznej, bo gdyby mówił przedstawiciel którejś z ofiar to tak, ale tutaj mówi szef partii politycznej.

Monika Olejnik: Ale jest też rodziną.

Izabella Sariusz-Skąpska: No to jak zacznie mówić jako rodzina, to niech przestanie być prezesem partii. Jednak albo, albo, tu nie bardzo się da połączyć te dyskursy dlatego, że to wtedy robi się jednak doraźne, to wtedy się robi w określonej atmosferze i po prostu no nie, to są dwie różne rzeczy. A poza tym, wie pani co, ja 7 kwietnia lądowałam na tym lotnisku, tym samym Tupolewem, w większości z tą samą załogą, z tymi samymi wspaniałymi dziewczynami, stewardesami, ja bym dzisiaj tam poleciał tym drugim Tupolewem, bo po prostu na moich oczach, w tamtym roku i na oczach 200 osób z rodzin katyńskich wylądował prezydent Miedwiediew, w tym roku byliśmy tam też, naprawdę to nie jest kwestia zamachu. Ja brzozę widziałam w czerwcu i co, a podobno brzozę posadzili teraz, jak ja słyszę te informacje, powstrzymuję się żeby wprost nie powiedzieć brednie, to muszę się zamknąć, muszę się wyłączyć, muszę wyłączyć wszystkie media i powiedzieć dość. Zwłaszcza, że ja już się spotykam od ludzi, na ulicy, w sklepie, do znajomych, którzy mówią – wyłączamy się. Proszę pamiętać, że jak ludzie się tak zaczną wyłączać to w końcu nie usłyszą ważnych przekazów.

Monika Olejnik: Tak, ale 32 proc. badanych uważa, że i Polacy i Rosjanie coś ukrywają w sprawie tej katastrofy, także to się przekłada na myślenie po tych dwóch latach, coraz więcej osób wierzy w zamach.

Izabella Sariusz-Skąpska: No tak, ale pani wie, że był taki polityk, który mówił, że jak się kłamstwo powtarza to stanie się prawdą i jakoś specjalnie nie przeszedł do historii jako bohater jakiegokolwiek narodu. Myślę, że ludzie się jednak otrząsną, jeszcze trochę i zaczniemy wszyscy, którzy jesteśmy związani z katastrofą smoleńską być postrzegani jako natręci, my was mamy dosyć, nie może tak być.

Monika Olejnik: Dziękuję bardzo Izabella Sariusz-Skąpska, prezes Federacji Rodzin Katyńskich była gościem Radia ZET, dziękuję pani bardzo.

Izabella Sariusz-Skąpska: Dziękuję pani."